Akupunktura w świetle bioelektroniki

Kategoria: Akupunktura Opublikowano: poniedziałek, 11 kwiecień 2016 Dr Eustachiusz Gadula

Akupunktura w świetle bioelektroniki

Rozwój mikrobiologii i biochemii oraz pozorne sukcesy farmakoterapii zdefiniowały kierunek rozwoju współczesnej medycyny od kilkudziesięciu lat. Mimo postępu fizyki półprzewodników i powstania bioelektroniki myślenie kategoriami biochemicznymi nie straciło racji bytu, ale biologii i medycynie sama biochemia już nie wystarcza. Bioelektronika w oparciu o liczne dane nad przewodnictwem, dotyczące biologicznie ważnych związków organicznych proponuje nowe spojrzenie na istotę procesów życiowych, zwracając większą uwagę na ich aspekt energetyczny. Zdaniem twórcy bioelektroniki Włodzimierza Sedlaka metabolizm oparty wyłącznie na reakcjach chemicznych nie wyczerpuje całkowicie bilansu energetycznego. Bioelektronika nie kwestionując słuszności biochemicznego podłoża życia, dokonujące się reakcje pojmuje jako wiązanie i zwalnianie elektronów. Ponadto uwzględnia rolę fotonów generowanych w procesach w procesach chemiluminescencyjnych i kwantową emisję przez układ żywy. Takie poszerzone spojrzenie pozwala rozumieć organizm jako zespół szeroko pojmowanych procesów energetycznych, które dokonują się na chemicznym i półprzewodzącym podłożu substancji białkowych.

To stanowisko reprezentowane przez Włodzimierza Sedlaka pozwala znacznie szerzej spojrzeć na naturę organizmów żywych, ujrzeć u podstaw ich funkcjonowania procesy chemiczne i elektroniczne, a jednocześnie nakazuje inaczej oceniać środowisko; stanowi je bowiem nie tylko zespół czynników chemicznych, ocenianych pożywieniem i wodą, ale również, a nawet przede wszystkim jako zespół czynników fizycznych, takich jak: mechaniczne, akustyczne, termiczne, jonizacja powietrza, wilgotność, ciśnienie, pole grawitacyjne, pole elektrostatyczne, pole geomagnetyczne oraz fale elektromagnetyczne o bardzo szerokiej częstotliwości, pochodzenia ziemskiego i pozaziemskiego. W ostatnich dziesięcioleciach szczególnego znaczenia dla środowiska zaczynają nabierać fale elektromagnetyczne pochodzenia technicznego.
Świadomość istotnego wpływu na organizm człowieka wymienionego zespołu czynników fizycznych pozwala w szerszym aspekcie widzieć wynik interwencji lekarskiej oraz wpływ na zdrowie ludzkie wielu czynników dotychczas nie uwzględnianych, lub uwzględnianych w stopniu niedostatecznym.
W myśl koncepcji Wł. Sedlaka dotyczących pól biologicznych i ich oddziaływań w powiązaniu z bodźcami środowiska, metody fizykalne odznaczają się bezpośrednim wpływem na energetykę układu, co stwarza zarówno bezpośrednich oddziaływań na elektrostazę organizmu, jak i pośrednich, na procesy biochemiczne.
Akupunktura, promienie lasera, pole magnetyczne i tradycyjne metody fizykalne, także zabiegi elek-trofizykoterapii wydają się wywierać wpływ głównie przez bezpośrednie działanie na elektrostazę (EKZ). Elektrostaza rozumiana jako powierzchowne zagęszczenie elektronów na granicy ciągłości półprzewodnika, wynikająca z półprzewodnikowych właściwości organizmu występuje nie tylko na skórze, ale na każdej nieciągłości półprzewodnika biologicznego, a więc Na: błonach śluzowych, powierzchni narządów wewnętrznych, pęcherzykach płucnych itp. Mało EKZ występuje w obrębie każdej jednostki biologicznej na poszczególnych poziomach organizacji istoty żywej (jednostki histologiczne, organelle, drobiny (Sedlak 1967).
Bioelektronika stwarza również podstawy do zrozumienia mechanizmu działania zespołu czynników biometeorologicznych, których wpływ na organizmy żywe, zarówno zdrowe, jak i chore nie ulega wątpliwości. Ma to zasadnicze znaczenie w diagnostyce i w ocenie aktualnego stanu pacjenta i w ocenie wpływu czynników biometeorologicznych na wyniki leczenia.
Sam fakt, że istnieje wiele teorii usiłujących tłumaczyć mechanizm działania akupunktury świadczy, że żadna z nich nie podaje w pełni przekonywującej koncepcji tego działania. Mechanizm ten można rozpatrywać z wielu punktów widzenia, co może stwarzać pozory sprzeczności w rozpatrywaniu mechanizmu działania tej coraz popularniejszej metody leczenia. W podejściu do metody leczenia o tak szerokim oddziaływaniu uzasadnione jest wiele różnych punktów widzenia, takich jak: filozoficzny (z punktu widzenia starożytnej filozofii chińskiej, ale także w punktu widzenia współczesnej filozofii opartej na kulturze europejskiej), fizyczny, biochemiczny, neurofizjologiczny i bioelektroniczny. Każdy z nich może być słuszny, choć wychodzi z odmiennych przesłanek. Pełne wyjaśnienie i spójne wieloaspektowe przedstawienie mechanizmu działania z pewnością jeszcze długo nie nastąpi, bo inaczej oznaczałoby to pełne poznanie fizjologii i fizjopatologii człowieka i zwierząt, a na to jeszcze prędko się nie zanosi.
Podczas nakłuwania igłą, czy w trakcie ucisku podczas wykonywania akupunktury dzięki piezo- i piroelektrycznym właściwościom tkanek następuje uwalnianie elektronów, które zasilając energetycznie układ nerwowy, poprawiają jego funkcjonowanie, co w konsekwencji powoduje normalizacje zaburzonych funkcji organizmu.
Możliwość osiągania za pomocą akupunktury obiektywnych efektów klinicznych rzuca nowe światło na fizjologie i fizjopatologię. Dziś zdaje się nie ulegać wątpliwości, że mechanizm działania akupunktury oparty jest na odruchowych zjawiskach neuro-hormonalno-enzymatycznych, a także na korzystnym wpływie na funkcjonowanie układu immunologicznego. W powiązaniu z tymi zjawiskami i na ich tle zachodzą dalsze, korzystne zmiany w poszczególnych układach i narządach.
Podstawowym objawem wielu schorzeń neurologicznych, reumatologicznych, ortopedycznych czy urazowych są patologicznie wzmożone napięcia mięśniowe, zarówno w układzie somatycznym mięśni poprzecznie prążkowanych, jak i w mięśniówce gładkiej. Są one podłożem bólu, niedowładów i patologicznych zmian w układzie kostnostawowym, ale także wielu zaburzeń wegetatywnych i związanych z nimi zmian patologicznych w narządach wewnętrznych. Zaburzenia na styku nerwowo-mięśniowym powodują zacieranie się granic pomiędzy poszczególnymi specjalnościami lekarskimi i nakazuje nowe spojrzenie na patomechanizm wielu schorzeń. Już Hans Sely’e, twórca pojęcia stresu na wstępie swych badań poszukiwał cech wspólnych dla wielu schorzeń, pomijając niejako specyfikę poszczególnych schorzeń i specjalności lekarskich. Dla przykładu np. przez długie lata w schorzeniach reumatologicznych interesowano się niemal wyłącznie stanem układu kostno-stawowego. Ostatnio jednak coraz częściej zwraca się w tym schorzeniu uwagę na stan układu naczyniowego, nerwowego i mięśniowego. Bo w tej grupie schorzeń, podobnie jak w wielu innych zmiany na styku nerwowo-mięśniiowym wyraźnie poprzedzają zmiany w układzie kostno-stawowym (M. Sadowska-Wróblewska, 1974, Tsarfis).
W kręgach medycyny europejskiej panuje przekonanie, że wyraźną poprawę kliniczną za pomocą zabiegów akupunktury osiągać można wyłącznie w schorzeniach czynnościowych, natomiast tam gdzie doszło do zmian somatycznych, a szczególnie w układzie kostno-stawowym, nie może być mowy o obiektywnej, istotnej poprawie. Ale praktyka akupunktury czy innych metod fizykalnych dobitnie świadczy, że efekty takie są możliwe. Wiele wskazuje na to, że w regresji zmian organicznych, nie wy łączając układu kostno-stawowego, poza akupunkturą, istotna rola przypada kinezyterapii i innym metodom fizjoterapii. Metody szeroko pojętej fizjoterapii, do których należy również akupunktura poprawiając stan psychiczny, ukrwienie, regulując napięcia mięśniowe oraz zmniejszając czy znosząc ból, stwarzają warunki do skutecznej kinezyterapii.
Zdaniem Włodzimierza Sedlaka ruch jest nie tylko wydatkiem energetycznym, ale i zyskiem elektronicznym. Na zasadzie zjawisk piezo- i piroelektrycznych wyzwala elektrony, a więc potencjał elektryczny skurczu mięśniowego i prądy czynnościowe przewodnictwa nerwowego, t.zn. podobnie jak akupunktura modyfikuje elektrostazę.
Z pewnością pełne, kompleksowe wyjaśnienie mechanizmu działania akupunktury należeć będzie do neurofizjologii., ale istotny postęp na tej drodze może stanowić rozpatrywanie mechanizmu działania akupunktury z punktu widzenia bioelektroniki. Bioelektronika rozpatrując zjawiska zachodzące w organizmach żywych schodzi na poziom kwantowy, na którym zdaniem twórcy tej nauki świadomość i metabolizm są niepodzielne. Według bioelektroniki oddziaływania metod fizjoterapii, w tym także akupunktury są oddziaływaniem bezpośrednio na energetykę, a dopiero pośrednio na metabolizm. Natomiast farmakoterapia oddziałuje bezpośrednio na metabolizm, a dopiero za jego pośrednictwem na energetykę.
Poza poprawą stanu psychicznego, regulacją napięć mięśniowych, regulacją zaburzeń wegetatywnych i ustępowaniem lub zmniejszeniem bólu, zjawiskiem często obserwowanym w trakcie leczenia akupunkturą jest poprawa metabolizmu, w którym podstawowym zjawiskiem są procesy oksydoredukcyjne, polegające na oddawaniu i przyjmowaniu elektronów. Jednym z efektów takiego oddziaływania, obserwowanym w pracach eksperymentalnych jest nasilenie zjawiska chemiluminis-cencji w mitochondriach, co przy zakładanym przez bioelek-tronikę zachodzeniu w tych strukturach efektów laserowych wpływa wyraźnie na nasilenie procesów oksydoredukcyjnych, ułatwianych przez wiele różnorodnych enzymów.
Jeśli zasadnicze koncepcje bioelektroniki wytrzymają próbę czasu, to metody zdaniem bioelektroniki działające bezpośrednio na energetykę winny mieć wyższość nad farmakoterapią, o czym już dziś świadczy możliwość osiągania efektów terapeutycznych w przypadkach opornych na leczenie farmakologiczne.

WŁASNA METODA LECZENIA BÓLU OKOŁOOPERACYJNEGO

Kategoria: Akupunktura Opublikowano: środa, 02 wrzesień 2015 Dr Eustachiusz Gadula

WŁASNA METODA LECZENIA
BÓLU OKOŁOOPERACYJNEGO

WstępWspółczesna medycyna, działająca w oparciu o paradygmat kartezjańsko-newto-nowski stworzyła mechanistyczną koncepcję życia, zdrowia i choroby. Zarówno świat nauk medycznych jak i lekarze praktycy najczęściej traktują człowieka na wzór maszyny, do naprawy której szkoleni są lekarze - inżynierowie ludzkiego ciała. Za podstawowy czynnik etiologiczny schorzeń medycyna uważa chorobotwórcze mikroorganizmy i większość wysił-ków poświęca walce z nimi. W rozpatrywaniu patomechanizmu schorzeń koncentruje się głównie na narządach wewnętrznych i układzie kostno-stawowym, ignorując psychikę i mięś-nie (poza mięśniem sercowym). W diagnostyce zdecydowanie preferowane są metody instrumentalne - biochemiczne i anatomiczne, kosztem badań funkcjonalnych. Doświadczenie kliniczne wskazuje jednak, że na stan zdrowia i samopoczucia pacjentów zaburzenia funkcji psychicznych jak i somatycznych mają znacznie większy wpływ niż zmiany strukturalne.

Leczenie opiera się głównie na farmakoterapii (zwykle chemicznej) i zabiegach operacyjnych. Najczęściej rozpoczyna się je od farmakoterapii, rzadko skutecznej, a coraz częściej związanej z działaniami ubocznymi i powikłaniami. Jeśli leczenie farmakologiczne okazuje się nieskuteczne, wtedy często, choć nie zawsze z uzasadnionych wskazań, zaleca się leczenie operacyjne. Kiedy i to zawiedzie, jako trzeci etap leczenia (najczęściej bez większego przekonania, przynajmniej w Polsce) zaleca się leczenie rehabilitacyjne. W medycynie oficjalnej większości krajów zarówno w diagnostyce jak i terapii ignoruje się metody medycyny niekonwencjonalnej, bez względu na ich wyniki.


Istota choroby

Tymczasem to, co uważa się za chorobę, zależy od naszych poglądów na naturę człowieka. Człowiek jako istota myśląca, świadoma własnej tożsamości i zdolna do podejmowania decyzji nie może być traktowany jak maszyna. W ocenie zdrowia i choroby liczą się nie tylko nieprawidłowości anatomiczne lub fizjologiczne, ale sposób, w jaki pacjent odnosi się do swojej choroby i jej objawów w kontekście całego swego życia. Pacjenci nie traktują choroby jako mechanicznego uszkodzenia ciała i dla nich nie wszystko staje się jasne, gdy rozpoznano rodzaj i lokalizacje defektów. Pragną także uzyskać wiedzę o tych elementach życia codziennego, które stały się przyczyną ich choroby. Mądra opinia lekarza na ten temat winna być podstawą motywacji pacjentów do skutecznej profilaktyki i troski o własne zdrowie. Chorych mniej interesują poglądy medycyny i rozpoznanie, niż efekt leczenia w ich konkretnym przypadku. Obiektywne prawdy medycyny naukowej zapisane w „języku abstrakcji” mają znaczenie dla chorych tylko wtedy, kiedy odnoszą się do konkretnego człowieka.

Aby móc skutecznie leczyć chorych, trzeba rozumieć istotę życia, zdrowia i choroby. Medycyna unika definicji życia, a jej poglądy na zdrowie i chorobę wyraźnie nie są adekwatne do tego, co spotyka się w życiu i praktyce lekarskiej. Istnieje poważne zapotrzebowanie na nowe poglądy na ten temat.

Za potrzebą zmiany dotychczasowych poglądów na omawiane tematy zdają się przemawiać:

  1. Efekty i interpretacja zjawisk zachodzących podczas leczenia metodami psychoterapii, homeopatii i fizjoterapii (a szczególnie terapii manualnej, lasero-, magnetoterapii i szeroko pojętych metod kręgu akupunktury).

  2. Argumenty przytaczane przez bioelektronikę (nową naukę o życiu, opartą o założenie półprzewodnictwa podstawowych substancji organicznych).

  3. Próby innego podejścia do wzajemnych powiązań psychiki i układów: nerwowo-mięśnio-wego, hormonalnego i immunologicznego.

  4. Inna ocena wzajemnych powiązań zmian czynnościowych ze zmianami biochemicznymi i strukturalnymi.


Próba innego podejścia do patologii układu nerwowo-mięśniowego

Mimo wielu ważnych argumentów przemawiających za kluczowym dla organizmu znaczeniem układu mięśniowego, do patologii układu nerwowo-mięśniowego medycyna ciągle nie przywiązuje należytej uwagi, ciągle jeszcze pod pojęciem patologii mięśniowej rozpatrując głównie rzadkie schorzenia mięśni typu: miopatie, choroby styku nerwowo-mięśnio-wego (miastenia i zatrucie jadem kiełbasianym), uszkodzenie neuronu obwodowego imitujące miopatie, czy inne zespoły (tzw. wiotkie dziecko, artrogrypoza, zespół sztywności uogólnionej, zespół H3O, zapalenie kostniejące mięśni), zanik mięśni w przebiegu chorób ośrodkowego układu nerwowego, czy zespoły skórno-mięśniowe, imitujące miopatie.

Jednocześnie w piśmiennictwie od niemal dwóch wiekówwielu autorów wspominając o zmianach w mięśniach, którym nadawano nazwy typu: Muskelschwiele, Muscular Rheumatism, Myalgia, Myogellosis, Interstitial Myofibrositis, Myofascial (Pain) Syndrome, Myofascitis, Trigger Points, Tgrigger Areas, Trigger Zones, Myofascial Pain-Dysfunction Syndrome, Fibrositis, Valleix Points, Non-articular Rheumatism, pisze o ich wadze klinicznej, zarówno w występowaniu objawów chorobowych, jak i w leczeniu schorzeń poprzez oddziaływanie na mięśnie.

Ponieważ stan psychiczny i mięśnie, a szczególnie styk nerwowo-mięśniowy wydają się odgrywać kluczową rolę w funkcjonowaniu organizmu, na wstępie kilka istotnych uwag na temat znaczenia mięśni. Fritjop Caprana temat roli układu mięśniowego pisze:„Ponieważ układ mięśniowy stanowi integralną całość, zaburzenie dowolnej jego części przenosi się na cały system, a skoro wszystkie funkcje cielesne realizowane są przez mięśnie, to każde najmniejsze zachwianie równowagi organizmu znajduje swój szczególny wyraz w układzie mięśniowym”.

W świetle bioelektroniki Włodzimierza Sedlaka praca mięśniowa związana ze spalaniem biochemicznym, jest zyskiem bioelektronicznym, o kluczowym znaczeniu dla wszystkich funkcji, po prostu zasilaniem energetycznym organizmu.

Mięśnie szkieletowe są największym narządem ludzkiego ciała i stanowią ponad 40% jego masy. Układ nerwowy i tkanka łączna, a szczególnie mięśnie należą do tzw. tkanek pobudliwych, w szczególny sposób powiązanych z funkcją. Cechą zdrowego, funkcjonalnie sprawnego mięśnia jest duża amplituda skurczowo-rozkurczowa. Natomiast bardzo często i z wielu powodów amplituda ta ulega zmniejszeniu. Powoduje to zarówno poważne zaburzenia czynnościowe jak i rozmaite dolegliwości; najczęściej zmiany w obrębie psychiki, bóle i zaburzenia wegetatywne, a także rozmaite zespoły przeciążeń w obrębie narządu ruchu. Od kurczliwości tkanki mięśniowej uzależniony jest napęd i sposób kontynuacji aktywności życiowej ludzi i zwierząt. W mięśniach dokonuje się większość życiowych procesów energetycznych.

Opisując zmiany patologiczne w mięśniach Janet G. Travel – osobisty lekarz prezydenta Johna F. Kennedy’ego i szef Służby Zdrowia Białego Domu za prezydentury Kenedy’ego i Johnsona wprowadziła pojęcie tzw. „mięśniowo-powięziowych punktów spustowych” (m.- p TPs).

Aktywne mięśniowo-powięziowe punkty spustowe (active m.-p TPs) to ogniska podrażnienia w mięśniu lub powięzi w postaci różnej wielkości oporów patologicznych. Są one podłożem zarówno bólu spoczynkowego, jak i związanego z ruchem specyficznym dla tego mięśnia. Aktywny TP nie pozwala na pełny rozkurcz mięśnia, osłabia siłę tego mięśnia, zwykle powoduje ból pod wpływem bezpośredniego ucisku, pośredniczy w miejscowej mimowolnej reakcji bólowej włókien mięśniowych pobudzonych odpowiednią stymulacją i często jest powodem specyficznych zjawisk wegetatywnych, najczęściej w obszarze bólu związanego z tym TP. Należy go różnicować z ukrytym punktem mięśniowo-powięziowym (TP latens). Ukryty punkt mięśniowo-powięziowy (Latent TPs) to ognisko podrażnienia w mięśniu lub jego powięzi nie dające odczucia samoistnego bólu; jest ono bolesne pod wpływem ucisku. Z ukrytym m.- p TPs związane mogą być wszystkie objawy kliniczne typowe dla aktywnego m.-p TPs, poza samoistnym bólem, który jest tu czynnikiem różnicującym.

Zdaniem Janet G. Travel i Davida G. Simonsa, autorów monumentalnej pracy pt. „Myofascial Pain and Dysfunction” każdy z 496 mięśni człowieka może rozwijać mięśniowo-powięziowe punkty spustowe (Myofascial Trigger Points [m-p TPs]), z powiązanym z nimi bólem, niekorzystną zmianą stanu psychicznego i zaburzeniami wegetatywnymi. M-p TPs są bardzo częste i stają się sprawą obciążającą niemal każdego człowieka, w tym lub innym okresie jego życia. O klinicznym znaczeniu m-p TPs świadczyć może fakt szerokiego opisywania ich w literaturze akupunktury, anestezjologii, ortopedii, pediatrii, medycyny fizykalnej, rehabilitacji i reumatologii, a nawet stomatologii. Ciężkość objawów klinicznych z powodu m-p TPs waha się od bezbolesnych ograniczeń ruchu z powodu utajonych TPs, częstych nie tylko w podeszłym wieku, ale i u dzieci, do dręczących, obezwładniających bólów, powodowanych przez bardzo aktywne TPs. Na zespoły bólowe z powodu aktywnych m-p TPs najczęściej cierpią osobnicy z maksymalną aktywnością życiową, w wieku pomiędzy 30 a 50 rokiem życia. Pomimo ich bardzo dużego nasilenia, m-p TPs nie zagrażają bezpośrednio życiu, ale przez swe ogromne nasilenie są powodem wielkich cierpień. Dewastują przez to jakość życia i powodują ogromne straty materialne.


Wzajemne powiązania psychiki i mięśni

Od dawna wiadomo, że napięcia mięśniowe są ściśle powiązane ze stanem psychicznym. Mięśnie są wręcz traktowane jako czuły barometr napięć psychicznych, a patologiczne napięcia mięśniowe, jako ważny czynnik wpływający na stan psychiczny. W mięśniu chronicznie przeciążonym, szczególnie przeciążonym statycznie, lub psychogennie, dochodzi zazwyczaj do stopniowego zwiększania jego napięcia spoczynkowego. Pod wpływem zwiększonego tonusu mięśniowego przyspiesza się akcja serca, podwyższa ciśnienie tętnicze krwi, gromadzi się stresowy potencjał energetyczny, który u współczesnego człowieka, ze wzglę-dów społecznych najczęściej nie może się rozładować. Nie mogąc eksplodować na zewnątrz - imploduje do wewnątrz, czyniąc organizmowi najprzeróżniejsze szkody. Powoduje on, że m.in. w przeciwstawianie się siłom przyciągania ziemskiego wkładamy o wiele więcej energii i napięcia, niż jest to konieczne. Ruchy ciała powoli tracą elastyczność, niektóre mięśnie kurczą się, a następnie skracają. Dochodzi do deformacji sylwetki i utraty harmonii ruchów. Przeciążenie psychogenne przeradza się w przeciążenie statyczne mięśni, ścięgien, więzadeł i stawów. Jeśli dokładniej przeanalizować, to przyczyną większości bólów, bez względu na to jakim schorzeniom towarzyszą, jest patologia funkcjonalna mięśni. Ale w polskim piś-mien-nictwie medycznym problem ten nie znajduje należytego odzwierciedlenia. Dlatego na tym większą uwagę zasługuje praca Marii Sadowskiej-Wróblewskiej o zmianach w mięśniach badanych metodą EMG w reumatoidalnym zapaleniu stawów. Z pracy tej jednoznacznie wynika, że zmiany mięśniowe w tym schorzeniu znacznie wyprzedzają zmiany kostno-stawowe (1974), choć ciągle panują na ten temat odmienne poglądy.

TPs są często pomijanym i nie rozumianym źródłem nękających bólów mięśniowo-powię-ziowych, najczęściej odczuwanych jako bóle kostno-stawowe lub pochodzące z narządów wewnętrznych. (Nasuwają się wątpliwości, czy w ogóle mogą być samoistne odczucia bólowe bez obecności aktywnych TPs ? - E.Gadula 1995). Ciągle niejasny jest mechanizm ich powstawania. Rozpoczynają się od wzmożonego napięcia mięśniowego, stają się miejscem nadwrażliwości nerwów, podwyższonego metabolizmu i upośledzonego krążenia. Nie leczone TPs przechodzą w fazę dystroficzną, aż do pełnego zwłóknienia mięśni. Ważną klinicznie ich cechą jest fakt, że w zdrowych mięśniach nie występują! Nie występują w zdrowych mięśniach także: stwardnienia pęczków mięśniowych, a w odpowiedzi na ucisk: mimowolna ogólna reakcja ruchowa („Jump Sign”), mimowolna miejscowa reakcja ruchowa (LTR) ani ból. Siła i rozległość bólu nie zależy od wielkości mięśnia, ale od stopnia podrażnienia TP. Inaktywacja tylko jednego TP z wielu współdziałających z sobą powoduje niewielką ulgę w bólu. Natomiast inaktywacja wszystkich TPs daje całkowite zniesienie bólu.

Najwrażliwszymi elementami ludzkiego ciała są: układ nerwowy, narządy zmysłów, pobudliwa tkanka łączna (a w niej szczególnie mięśnie) i nieco mniej wrażliwy, ale pełniący na drodze humoralnej wyspecjalizowane funkcje zbliżone do układu nerwowego - układ hor-monalny. Układ mięśniowy poza dużą wrażliwością na różne bodźce, charakteryzuje się szczególną wrażliwością na stresy psychiczne. Reich mówi wręcz o mięśniowym odwzorowywaniu stanu psychicznego, lub mięśniowym gorsecie charakteru. Znajomość tego faktu jest wykorzystywana praktycznie w diagnostyce i terapii, a szczególnie w większości technik miorelaksacyjnych.


Mięśniówka gładka i poprzecznie prążkowana

a funkcjonowanie organizmu

Jednym z ważnych ogniw pośredniczących w oddziaływaniach psychiki z ciałem, a głównie z mięśniami jest układ oddechowy. Oddziaływania te realizują się w obydwie strony: stany emocjonalne poprzez wzmożone napięcia mięśniowe (w tym także mięśni przepony) zaburzają oddech, ale na jego jakość mają również ogromny wpływ napięcia mięśniowe wzmożone z innych powodów niż emocjonalne. Zaburzenia oddechowe z kolei powodują niedotlenienie organizmu, a szczególnie mózgu i mięśni, pogarszając i tak już zaburzone funkcje tych narządów. Ten mechanizm błędnego koła dobrze ilustruje popularne w kręgach rehabilitacyjnych porzekadło: „tak oddychamy jak myślimy i tak myślimy, jak oddychamy”.

Jeśli patologia w postaci nieprawidłowych napięć pojawi się na styku: zakończenia nerwowe - mięśniówka gładka, to powoduje zaburzenia krążenia, oddychania, a także funkcji układu hormonalnego (jeden z mechanizmów zaburzeń w tym układzie) oraz zaburzenia czynności przewodu pokarmowego i układu moczowego. Początkowo będą to stany kurczowe naczyń, oskrzeli, tkanki gruczołowej w układzie hormonalnym, przewodów wyprowadzających dróg żółciowych i trzustkowych oraz zaburzenia perystaltyki jelit, funkcji nerek, moczowodów, pęcherza moczowego oraz zwieraczy pęcherza i odbytu. Doprowadzają one do stanów niedokrwienia i niedotlenienia, nieprawidłowej sekrecji hormonalnej, zalegania treści żółciowej, trzustkowej i w obrębie jelit, a także do zaburzeń filtracji i wydalania moczu oraz zaburzeń funkcji resorbcyjno-wydalniczej przewodu pokarmowego. Jednocześnie dochodzi do zaburzeń funkcji układu immunologicznego. W ten sposób powstają warunki do rozwoju patogennej mikroflory, zarówno pochodzenia zewnętrznego jak i wewnętrznego, która nabiera wtedy wirulencji. Organizm w miarę utraty odporności staje się coraz bardziej wrażliwy na jej oddziaływanie. Stąd już tylko krok m.in. do najrozmaitszych infekcji, kamicy żółciowej i moczowej, ale także do wielu innych patologii układowych.

Jeśli patologia rozpoczyna się na styku układ nerwowy - mięśnie poprzecznie prążkowane, to pierwsze objawy pojawią się ze strony narządu ruchu w postaci patologicznych napięć mięśni szkieletowych, z ograniczeniem zakresu ruchów, a często także związanych z nimi bólów w różnych częściach ciała. Bóle w obrębie tułowia, a szczególnie w klatce piersiowej przez ograniczenie jej ruchomości połączone są z zaburzeniami oddychania i krążenia, ale także z wieloma innymi zmianami wegetatywnymi. Towarzyszy im występowanie coraz szerzej opisywanych mięśniowo-powięziowych punktów spustowych. Wiele metod terapeutycznych zarówno medycyny konwencjonalnej, jak i niekonwencjonalnej osiąga znacznie lepsze wyniki, jeśli uwzględnia oddziaływania na te punkty, które w ogromnej większości przypadków są po prostu punktami akupunkury.

Patologicznie napięte mięśnie, a szczególnie aktywne albo nawet utajone, związane z nimi więzadłowo-powięziowe i skórne (czasem i okostnowe) punkty spustowe (TPs) okazują niekorzystny wpływ zarówno na stan psychiczny jak i na całość narządu ruchu. Są także często przyczyną odruchowych reperkusji w obrębie narządów wewnętrznych (wzajemne, obustronne powiązanie mięśniówki gładkiej z mięśniami szkieletowymi). Podobne zjawisko, ale przebiegające w odwrotnym kierunku pojawia się podczas różnych etapów patologii w obrębie narządów wewnętrznych. Znajomość tych faktów może w wielu przypadkach uchronić od błędów diagnostycznych i braku efektów terapeutycznych.

W narządzie ruchu pod wpływem patologicznych napięć mięśniowych pojawiają się ponadto tzw. „małe uszkodzenia międzykręgowe”, szeroko opisywane w pracach traktujących o terapii manualnej (Maigne - za A. Rakowskim), jak i dyskopatie, czy uszkodzenia łękotek kolanowych (duże podobieństwo mechanizmu uszkodzenia - E. Gadula 1994), ale także przeciążenia w obrębie całego narządu ruchu, z postępującym zaburzeniem odżywiania zarówno elementów miękkich jak i kostno-stawowych. Dla zaawansowania tych ostatnich szczególnego znaczenia nabierają zaburzenia hormonalne, szczególnie te, które przebiegają z osteoporozą, rozmiękczającą układ kostno-stawowy. A w międzyczasie mogą i często dołączają się róż-nej natury zmiany zapalne czy tzw. martwice aseptyczne. Te czynniki wespół z innymi, indywidualnymi cechami organizmu (jak choćby nadwaga) mogą doprowadzić do szybciej lub wolniej postępujących zmian w obrębie kręgosłupa i w całym narządzie ruchu. To z kolei na zasadzie błędnego koła może przyczynić się do nasilenia zmian patologicznych w obrębie narządów wewnętrznych, układu hormonalnego czy układu nerwowo-mięśniowego.

Jak te wzajemne powiązania można wykorzystać w postępowaniu praktycznym? Jak wykazuje wielowiekowe doświadczenie większość schorzeń i związanych z nimi dolegliwości można skutecznie leczyć pracą z ciałem - z narządem ruchu, a głównie z mięśniami, ale także ze skórą, która jest zewnętrzną redutą układu nerwowego. Za pomocą terapii manualnej, poprzez narząd ruchu, a szczególnie poprzez m-pTPs i małe stawy międzykręgowe można korzystnie oddziaływać zarówno na narząd ruchu, jak i na układ wegetatywny. Z drugiej strony oddziaływania na układ wegetatywny mogą odbywać się na drodze różnych form psychoterapii, ze szczególnym podkreśleniem znaczenia hipnozy i medytacji. Natomiast większość metod kręgu akupunktury wydaje się oddziaływać równocześnie zarówno na psychikę i układ wegetatywny jak i na układ somatyczny.

W całym złożonym postępowaniu diagnostyczno-terapeutyczno-rokowniczym, wymagającym gruntownej wiedzy, doświadczenia, talentu i intuicji, a nie tylko w oddziaływaniach terapeutycznych szczególną wagę należy przywiązywać do indywidualnej reaktywności (wrażliwości) osobniczej i głównie od niej uzależniać całokształt postępowania z pacjentem.


Zdrowie a układ hormonalny

Na niezwykle istotną rolę układu hormonalnego w patomechanizmie schorzeń zwracają uwagę, zarówno autor koncepcji stresu i tzw. „schorzeń adaptacyjnych”, Hans Sely’e, jak i Włodzimierz Dilman, autor koncepcji tzw. „schorzeń kompensacyjnych”.

Hans Sely'e, poszukując przyczyn schorzeń i ich cech wspólnych, zwrócił uwagę na tzw. „objawy niespecyficzne schorzeń" i doszedł do wniosku, że w dużej mierze zależą one zarówno od stanu psychicznego jak i od reakcji układu hormonalnego.

Włodzimierz Dilman na podstawie przyjęcia koncepcji biocybernetycznego sprzężenia działania dwóch homeostatów hormonalnych - energetycznego (podwzgórze-hormon wzrostu-przysadka-insulina) i prokreacyjnego (podwzgórze-przysadka-hormony płciowe), wysunął koncepcję schorzeń kompensacyjnych, obejmującą skutki funkcjonowania układu wegetatywnego i jego zaburzeń, od chwili urodzenia, aż do śmierci. Dysfunkcją układu hormonalnego Dilman tłumaczy większość mechanizmów patologii ludzkiej. Szczególną wagę przywiązuje do roli podwzgórza i t.zw. „progu podwzgórzowego”. W oddziaływaniu wewnętrznym jak i zewnętrznym na podwzgórze widzi możliwość skutecznych i bezpiecznych wpływów terapeutycznych. Zwraca także uwagę na korzystny, ochronny wpływ hormonów płciowych na większość funkcji organizmu.


Kręgosłup anteną?

Schorzenia kręgosłupa najczęściej dotychczas traktowane są przez medycynę wyłącznie jako schorzenia narządu ruchu, gdy tymczasem wiele faktów klinicznych przemawia za koniecznością traktowania kręgosłupa, wraz z rdzeniem kręgowym i związaną z nim częścią układu nerwowego jako swoistej anteny. Z jednej strony pośredniczy on pomiędzy organizmem a środowiskiem, a z drugiej w szczególny sposób wiąże czynnościowo poszczególne układy i narządy (E. Gadula 1994). Patologiczne napięcia mięśniowe i często występujące jako ich następstwo bóle, wydają się być związane w pierwszym rzędzie z kręgosłupem, jako szeroko pojętym układem czynnościowym, a nie tylko podporową osią ciała. Mogą one pojawić się pod wpływem silnych stresów psychicznych, infekcji, przeciążeń mechanicznych (stresy psychiczne i wiele infekcji także w efekcie dają przeciążenia mechaniczne), czy z innych powodów, niemal w każdym w odcinku kręgosłupa. Najczęstsze są jednak na pograniczu szyjno-piersiowym i w odcinku lędźwiowym, miejscach szczególnie ściśle związanych z czynnością wegetatywnego układu nerwowego. Zdaniem prof. Wiktora Degi (1986) najistotniejszy postęp w medycynie dokona się dzięki głębszemu poznaniu funkcji układu wegetatywnego, o których jeszcze ciągle mamy tylko mgliste pojęcie.

Jeśli jeszcze wziąć pod uwagę zespół czynników obniżających odporność, wśród których w ostatnim czasie dominującą rolę przypisuje się psychice, to może to stać się podstawą weryfikacji dotychczasowych poglądów na czynniki etiologiczne i patomechanizm większości schorzeń. Wnioski mogą być interesujące, a nawet zaskakujące, choć z pewnością na początku trudne do przyjęcia. Najszerzej pojęta praktyka lekarska i wyniki leczenia oparte na takich poglądach zdają się weryfikować je pozytywnie.


Jak powinna wyglądać nowoczesna rehabilitacja?

Kompleksowa rehabilitacja, skoncentrowana zarówno na psychice jak i na ciele pacjenta jest optymalną, choć ciągle jeszcze nie docenianą metodą współczesnej medycyny. Metody nowoczesnej, kompleksowej rehabilitacji, zarówno konwencjonalnej jak i niekonwencjonalnej winny być stosowane jako rehabilitacja zintegrowana od pierwszej chwili kontaktu z pacjentem. Farmakoterapia i leczenie operacyjne, uważane dotychczas za podstawowe metody leczenia, z czasem staną się metodami pomocniczymi zintegrowanej rehabilitacji. Aby stosowane w rehabilitacji metody diagnostyki i terapii mogły docierać głębiej, niż tylko do podstawowych objawów, specyficznych dla określonego schorzenia pacjenta, winny wynikać z pogłębionej znajomości istoty życia i zasad funkcjonowania ludzkiego organizmu, uwzględ-niających znaczenie psychiki i psychosomatycznej więzi ludzkiej natury.

Szczegółowe badanie podmiotowe i wynik kompetentnego, dokładnego badania fizykalnego, ze szczególnym uwzględnieniem stanu kręgosłupa, obecności aktywnych i ukrytych (mięśniowo-powięziowych, ścięgnistych, skórnych i okostnowych) punktów spustowych i małych uszkodzeń międzykręgowych winny stać się podstawą diagnostyki, głównie opartej o kryteria funkcjonalne. Natomiast biochemiczne badania laboratoryjne i instrumentalne badania strukturalne powinny być wykonywane w sposób bardziej przemyślany i znacznie rzadziej niż czyni się to dotychczas. Mimo ich niewątpliwej wartości powinny one pozostawać tylko uzupełnieniem badania podmiotowego i przedmiotowego oraz wyników przemyśleń i odczuć intuicyjnych doświadczonego lekarza. Mimo, że od niemal dwóch stuleci medycyna stała się nauką, ciągle jeszcze jest i chyba na zawsze pozostanie przede wszystkim sztuką. Jest to niewątpliwie z korzyścią dla pacjentów. Świadczą o tym coraz częściej obserwowane przypadki wyraźnej i długotrwałej poprawy, a nawet wyleczeń w schorzeniach uważanych przez medycynę jako naukę za nieuleczalne. Dobitnie świadczy także o tym tytuł książki Juliana Aleksandrowicza - „Nie ma nieuleczalnie chorych”, a także znane powiedzenie Władysława Biegańskiego: „Nie chciał bym być lekarzem, gdybym nie potrafił pomóc pacjentom, którym medycyna już pomóc nie może”.


Metody psychoterapii i relaksacji mięśniowej

Niepokojące zjawisko nadużywania używek i leków, szczególnie przeciwbólowych i psychotropowych jest dowodem społecznego zapotrzebowania na skuteczne sposoby przeciwdziałania cywilizacyjnym stresom i rozwijającym się na ich tle coraz częstszym schorzeniom cywilizacyjnym. Badania ponad dwudziestu ostatnich lat zakwestionowały uznawany wcześniej przez psychologię i medycynę Zachodu podział procesów w organizmie na dające się kontrolować świadomie i niedostępne dla kontroli. Wykazały one istnienie możliwości świadomej kontroli procesów zachodzących w częściach organizmu unerwionych przez układ wegetatywny, choć zwany jest autonomicznym. Psychofizjolodzy amerykańscy proponują wykształcenie w sobie umiejętności szeroko pojętej relaksacji, której wartości do niedawna były doceniane jedynie w kulturach wschodnich. Może to się odbywać zarówno na drodze medytacji jak i dzięki zastosowaniu odpowiedniej aparatury elektromedycznej. Kontrola z pomocą aparatury odbywa się na zasadzie sprzężenia zwrotnego. Aparatura występuje tu w charakterze technicznego środka komunikacji człowieka z jego własnym, podświadomym „ja”.


Psychosomatyka fundamentem życia?

Psychosomatyczny charakter choroby według R.O.Beckera pociąga za sobą poza metodami stosowanymi dotychczas w medycynie konwencjonalnej, możliwość psychosomatycznej psychoterapii a także autoterapii (m.in. jako różne formy medytacji, kontemplacji, biofeedbacku, czy działanie efektu placebo), ale również terapii metodami najszerzej pojętego kręgu akupunktury, działającymi szczególnie bezpiecznie i skutecznie zarówno na psychikę jak i rozmaite zespoły czynnościowe, aż do regresji niektórych biochemicznych i organicznych zmian chorobowych włącznie. Zachodzi to na zasadzie odwróconego kierunku patomechanizmu schorzeń. Pisząc o powiązaniu umysłu z ciałem, Becker stwierdza że: „To medycyna praktyczna przekonała mnie, że sukces w pracy lekarza w głównej mierze zależy od uwagi, jaką się poświęca pacjentom, znacznie mniej zaś od wiedzy i sprawności technicznej(...) Niestety, doszło do zdeprecjonowania przez nową medycynę naukową ważności relacji lekarz-pacjent. Eksperymenty udowodniły, że w hipnozie rzeczywiście zachodzi blokada przewodzenia bólu. Wydaje się, że sam mózg może odcinać dopływ bólu przez „kierowaną wolą” zmianę potencjałów stałoprądowych w pozostałych częściach ciała. Są wszelkie podstawy by sądzić, iż kontrola bólu uzyskiwana na drodze biofeedbacku lub jogi zachodzi również za pośrednictwem wrodzonego obwodu tłumienia sygnałów bólowych, który powoduje wyrzucenie porcji własnych substancji znoszących ból. Jeśli sygnał ma odpowiednią modulację, następuje wtedy wyzwalanie endorfin, co wykazano w wyniku doświadczeń, w których wstrzyknięcie naloxonu (substancji antagonistycznej w stosunku do opiatów) znosiło znieczulenie wywołane techniką akupunktury. Przewiduję, że badania nad tym układem doprowadzą nas w końcu do umiejętności kontroli bólu, gojenia i wzrostu, co dokonywać się będzie wyłącznie na drodze psychicznej, a przez to znacznie spadnie zapotrzebowanie na pomoc ze strony lekarzy. Są też wszelkie podstawy, by sądzić, że emocje oddziałują na poziom procesów fizjologicznych za pośrednictwem modulowania prądu, który bezpośrednio sprawuje kontrolę nad bólem i gojeniem się tkanek ( Becker 1987). Odkrycia te dostarczają testowalnej, fizycznej podstawy do wyjaśnienia efektu placebo i ważności kontaktu pomiędzy pacjentem i lekarzem. Mogą one również pomóc w wyjaśnieniu „cudownych” uleczeń, dokonywanych przez szamanów, świętych, jak również uzdrowień spontanicznych, które realizują się przy udziale wizji, modlitw, jogi lub pola bitwy”.

Chirurgia w arsenale metod współczesnej medycyny


Zabiegi operacyjne z uzasadnionych i głęboko przemyślanych wskazań od dawna były, są i jeszcze chyba długo będą nie do zastąpienia. Szkoda tylko, że decyzje o leczeniu operacyjnym podejmuje się zbyt często także u chorych, u których w świetle najnowszej wiedzy medycznej nie ma wskazań merytorycznych. Można to najczęściej poznać po braku efektów takiego leczenia, nawet, jeśli przebiega ono zgodnie z planem i bez istotniejszych powikłań. Najczęściej winę za ten stan rzeczy ponoszą nie sami chirurdzy, z których większość ma wysokie kwalifikacje techniczno-manualne, ale obowiązująca aktualnie filozofia medycyny, czyli m.in. koncepcje teoretyczne na temat życia, zdrowia i choroby, czynników etiologicznych schorzeń i ich patomechanizmu oraz oparte na tych koncepcjach szkolenie lekarzy.

Nie zawsze to, co w medycynie uważane jest za postęp, stanowi prawdziwy powód do dumy. Mało, niektóre fakty uważane za niewątpliwy postęp, z wielu powodów muszą budzić poważne zastrzeżenia. W skali indywidualnej określonego pacjenta, u którego z powodu nieskutecznego leczenia zachowawczego doszło do zniszczenia ważnego dla życia narządu, zabieg przeszczepienia narządu jest sukcesem, umożliwiającym dłuższe przeżycie, a nawet czasową poprawę jakości życia. Ale w skali medycyny jest formą porażki, świadczącej o nieskuteczności leczenia zachowawczego, z którą ponadto potencjalnie wiąże się wiele nadużyć natury moralnej, a nawet kryminalnej. Stały postęp inżynierii genetycznej choćby tylko w odniesieniu do przeszczepów narządów problemów tych nie tylko nie rozwiązuje, ale mnoży je i nasila. I zamiast wykorzystać wszystkie potencjalne możliwości poprawy wyników leczenia zachowawczego, nie tylko na drodze farmakoterapii chemicznej, ogromne wysiłki i środki angażuje się w rozwój transplantologii i inżynierii genetycznej, kosztem innych badań dających szansę na głębszą wiedzę na temat prawdziwych czynników etiologicznych schorzeń (a nie głównie patogenów wtórnych, w rodzaju chorobotwórczych mikroorganizmów) i poprawę skuteczności leczenia zachowawczego.

Zarówno zasady diagnostyki przedoperacyjnej, jak i samo leczenie operacyjne w każdej specjalności medycznej powinno przebiegać zgodnie z zasadami wypracowanymi na przestrzeni wielu lat. W szczególny sposób zasady te winny być przestrzegane w onkologii, w której wynik leczenia uzależniony jest nie tylko od rodzaju zmian nowotworowych, ale także od już dawno ustalonej taktyki postępowania, w ramach której czas od chwili biopsji igłowej, a szczególnie od pobrania wycinka zmian patologicznych, do wykonania zabiegu powinien być jak najkrótszy. Dobitnie świadczy o tym termin „intra” określający zabieg pobierania wycinka z natychmiastowym badaniem histopatologicznym (zwykle w ciągu godziny powinna nadejść odpowiedź), od wyniku którego uzależniony jest tok dalszego postępowania – zaszycie rany lub odpowiedni zabieg z zakresu chirurgii onkologicznej.

Zasad takiego postępowania ściśle przestrzegano w większych oddziałach chirurgicznych i to jeszcze w czasach, kiedy chirurdzy ogólni zmuszeni byli zajmować się onkologią. Dziś wielki niepokój budzi praktyka stosowana niemal powszechnie w niektórych placówkach onkologicznych (przynajmniej w Polsce), polegająca na tym, że z powodów ekonomicznych lub niedowładu organizacyjnego, czas pomiędzy punkcją zmiany nowotworowej lub pobraniem wycinka, a uzyskaniem wyniku badania histopatologicznego liczy się na tygodnie. Mało, podobnie długi czas upływa od chwili uzyskania wyniku histologicznego badania onkologicznego, do wykonaniem definitywnego zabiegu chirurgicznego. Co to oznacza dla pacjentów, fachowcom tłumaczyć nie trzeba. Jest to jeden z ważnych czynników pogarszających rokowanie, a więc wyniki leczenia w onkologii.

Innym ważnym błędem leczenia operacyjnego jest fakt, że najczęściej nie jest ono zin-tegrowane z kompleksową rehabilitacją opartą na psycho- i fizjoterapii, a jest najczęściej niejako celem samym w sobie, lub co najwyżej jest łączone z ograniczoną kinezyterapią, niezbyt poważnie traktowaną przez większość specjalistów zabiegowych.

Dalszym czynnikiem pogarszającym wyniki leczenia chirurgicznego jest fakt, że często są kwalifikowani do niego pacjenci, u których nie uzyskano poprawy za pomocą leczenia farmakologicznego, albo decyzję o leczeniu operacyjnym podejmuje się ze wskazań życiowych u pacjentów, u których wystąpiły ciężkie powikłania po farmakoterapii.


Jeśli farmakoterapia to jaka?

W świetle najnowszej wiedzy najmniej możliwości poprawy stanu zdrowia można spodziewać się po leczeniu farmakologicznym syntetycznymi, za pomocą substancji chemicz-nych. Pośrednio prawdziwość tego stwierdzenia może potwierdzać fakt, że samo wyodrębnienie najsilniej działającego składnika, nawet z bezpiecznych i skutecznych leków naturalnych powoduje, że po jego zastosowaniu pojawiają się działania uboczne, a nawet powikłania. Leki naturalne powinny być traktowane jako dostosowane ewolucyjnie składniki naturalnego środowiska, w tym także jako składniki racjonalnego żywienia, a nie jako źródło niepotrzebnego balastu, zaśmiecającego organizm. Dla uważnych obserwatorów nie ulega wątpliwości, że są one bezpieczne i wykazują skuteczność leczniczą. Natomiast farmaceutyki chemiczne są substancjami ewolucyjnie obcymi, rodzajem trucizn mobilizujących w ryzykowny sposób siły odpornościowe organizmu. Stąd tak częste przy ich stosowaniu skutki uboczne i powikłania. Co gorsza, te niekorzystne reakcje mogą ujawnić się nie tylko w trakcie leczenia, ale także po krótszym lub dłuższym czasie, a bardzo prawdopodobne, że także jako trudne do przewidzenia obciążenie genetyczne.

Produkcja większości substancji biochemicznych przebiega w organizmie w procesie homeostazy na zasadzie procesów biocybernetycznych, opartych o ujemne sprzężenia zwrotne. Podawanie jakiegokolwiek leku produkowanego przez organizm, powoduje automatycznie obniżanie jego produkcji endogennej, aż do objawów wyczerpania funkcjonalnego, a nawet do zmian strukturalnych określonych narządów. Natomiast wydzielanie tych substancji przez organizm uzależnione jest od wielu, nieraz trudnych do uchwycenia czynników, wśród których szczególną rolę odgrywa zegar biologiczny i odbywa się niezwykle precyzyjnie (w sposób pulsacyjny).

Nowoczesna fizjoterapia

Przy nowym podejściu do fundamentów psychosomatyki, jako fundamentu życia, a szczególnie przy uznaniu dominującej i inicjującej u człowieka roli psychiki i mięśni, w innym świetle można rozpatrywać mechanizmy oddziaływań zarówno metod tradycyjnie zaliczanych do fizjoterapii takich jak: kinezyterapia, elektrofizykoterapia, promieniolecznictwo czy termoterapia, jak i metod często jeszcze zaliczanych do niekonwencjonalnych, takich jak: akupunktura, moxa, akupresura, terapia manualna, laseroterapia, magnetoterapia, krioterapia, muzykoterapia i choreoterapia.

W myśl koncepcji Sedlaka, metody fizykalne odznaczają się bezpośrednim wpływem na energetykę organizmu, co stwarza możliwość zarówno bezpośrednich oddziaływań na elektrostazę (EKZ – pojęcie wprowadzone przez Włodzimierza Sedlaka. Elektrostaza to nagromadzenie ujemnych ładunków na powierzchni ciała i powierzchni poszczególnych narządów, a nawet układów)), jak i pośrednich, na procesy biochemiczne organizmu. Ruch na zasadzie zjawisk piezo- i piroelektrycznych wyzwala elektrony, a więc potencjał elektryczny skurczu mięśniowego i prądy czynnościowe przewodnictwa nerwowego. Mogą one ponadto modyfikować elektrostazę i poprzez metabolizm powodować nieswoistą odporność organizmu. W stanach patologicznych napięć mięśniowych kinezyterapia wydatnie je obniża i zmniejsza bóle, a ponadto odgrywa ważną rolę w regresji niekorzystnych zmian biochemicznych i strukturalnych (E. Gadula 1995). Podczas masażu zachodzą mechanizmy, a częściowo i efekty zbliżone do metod kręgu akupunktury, a szczególnie akupresury. Bioelektronika także głębiej niż tradycyjna balneoterapia wnika w mechanizmy oddziaływania na organizm wody, stosowanej na powierzchnię ciała. Wysoka stała dielektryczna wody, a głównie różnica stałych dielektrycznych wody i organizmu powoduje, że organizm zanurzony w wodzie ładuje się ujemnie, zatem wzmacnia EKZ i swą energetykę. Podczas rozpryskiwania się na powierzchni ciała strumienia wody, na zasadzie triboelektryczności uwalniają się elektrony, a sama mechaniczna siła uderzenia działa na zasadzie zjawiska piezoelektrycznego. Istotny wpływ na kliniczne skutki balneoterapii wywierają działające podczas niej bodźce termiczne. Działanie zimna występuje szczególnie intensywnie podczas różnych odmian krioterapii, ale także w trakcie hydroterapii zimnej.

W tradycyjnym piśmiennictwie specjalistycznym, z wyjątkiem medycyny fizykalnej, podczas omawiania efektów oddziaływania zimna, zwykle uwagę koncentruje się na jego niekorzystnym wpływie, który w wielu sytuacjach jest niewątpliwą przyczyną wystąpienia lub pogorszenia przebiegu wielu schorzeń. Niewiele natomiast uwagi poświęca się krótkotrwałemu działaniu zimna, szczególnie połączonemu z intensywnym pobieraniem ciepła z po-wierzchni ciała podczas wrzenia, jak to ma miejsce w przypadku skroplonych gazów, lub chlorku etylu. Już sama zimna woda, choć w przypadku jej stosowania trudno mówić o parowaniu, działając krótkotrwale na powierzchnię skóry, może w krótkim czasie po jej zadziałaniu wywołać uczucie dość intensywnego ciepła. Zadziałanie na dużą powierzchnię ciała substancją o niskiej temperaturze wrzenia, a szczególnie o dużym cieple parowania, może w szczególnych przypadkach na okres od kilkunastu minut do kilku godzin podnieść próg bólu. Stwierdzono także, że przez okres kilku godzin a nawet kilku dni może w zauważalny sposób podnieść ciepłotę ciała. W doświadczeniach na zwierzętach opisano, że zadziałanie zimnem, z intensywnym pobieraniem ciepła na dużą powierzchnię ciała, może nawet podwyższyć o kilka dziesiętnych stopnia Celsjusza ciepłotę podwzgórza, z dużymi konsekwencjami dla gry hormonalnej i metabolizmu.

Stosowana jako jedna z metod kręgu akupunktury moxa, podobnie jak hydroterapia ciepła, wywierają także często korzystny wpływ na wiele funkcji organizmu, z psychiką i napięciami mięśniowymi (rozluźnienie) włącznie. Akupunktura, promienie lasera i pole magnetyczne wywierają swój wpływ, oddziałując poprzez wzmacnianie, szczególnie stabilizację procesów energetycznych organizmu, najczęściej na zasadzie powiązanych ze sobą zjawisk odruchowych.

Szczególna rola pól elektromagnetycznych

W ostatnich latach coraz częściej i z dobrym efektem w ramach fizjoterapii stosowana

jest magnetoterapia i magnetostymulacja, terapia za pomocą zmiennego pola magnetycznego od starannie dobranych parametrach. Jak dotąd najbardziej przekonywujących podstaw teoretycznych dla zrozumienia mechanizmu oddziaływania pól elektrycznych i fal elektromagnetycznych na organizmy żywe stwarza wspomniana wcześniej bioelektronika.

Wiele doniesień na temat skutków oddziaływania pól elektromagnetycznych jest sprzeczne. Choć dominują doniesienia o niekorzystnych wpływach pól elektromagnetycznych pochodzenia technicznego (smog elektromagnetyczny), nie ulega wątpliwości skuteczność zarówno magnetoterapii jak i magnetostymulacji. Wydaje się, że rodzaj oddziaływania pół elektromagnetycznych uzależniony jest od ich parametrów.

Istnieje wiele danych przemawiających za tym, że naturalne pole geomagnetyczne było i nadal pozostaje czynnikiem bez którego niemożliwe jest życie na Ziemi. Niestety techniczna działalność człowieka w istotny, a niekorzystny dla życia sposób naruszyła pole geomagnetyczne. Drugim czynnikiem niekorzystnie wpływającym na funkcjonowanie większości organizmów żywych stały się pola elektromagnetyczne pochodzenia technicznego (smog elektromagnetyczny). Obydwa czynniki doprowadziły do poważnego zagrożenia dla istot żywych, stając się jednym z ważniejszych czynników etiologicznych schorzeń (szczególnie schorzeń cywilizacyjnych). Sprawa wymaga jednak dalszych, szeroko zakrojonych badań.


Pogoda a zabiegi operacyjne

Bioelektronika pozwala także coraz lepiej rozumieć mechanizmy oddziaływania zespołu czynników biometeorologicznych na organizmy żywe. Z powodu technicznej działalności człowieka doszło do wytworzenia dziur ozonowych w jonosferze, które w istotny sposób naruszyły ochronną dla życia rolę atmosfery ziemskiej. Oprócz zwykłych, ziemskich wpływów atmosferycznych, związanych ze zmianami pogody i zanieczyszczeniem atmosfery doszedł czynnik pozaziemski w postaci nasilonego oddziaływania wiatru słonecznego i promieniowania kosmicznego. Biometeorologia ziemska i kosmiczna wywiera istotny wpływ już na organizmy zdrowie. Rola tego wpływu nabiera szczególnego znaczenia w przypadku ludzi chorych. Wpływ ten dotyczy zarówno somy jak i psyche. Wykonywanie cięższych zabiegów operacyjnych w trudnych warunkach biometeorologicznych może być przyczyną wielu powikłań, z czego zdają sobie sprawę tylko nieliczni chirurdzy.


Metody fizykalne w chirurgii

Dzięki umiejętnemu stosowaniu wielu metod medycyny fizykalnej można wyraźnie poprawić wyniki leczenia operacyjnego, zarówno poprzez lepsze przygotowanie chorych do zabiegu, jak i przez przyspieszenie procesu rekonwalescencji w okresie pooperacyjnym. Sku-teczność kliniczną metod fizjoterapii wydatnie zwiększa umiejętne ich kojarzenie.


Ból ostry i przewlekły

Istnieją dwa podstawowe rodzaje bólu – ostry i przewlekły. Pierwszy jest ważnym sygnałem biologicznym zmian patologicznych zachodzących w organizmie pod wpływem działania czynników środowiska zewnętrznego i wewnętrznego. Drugi przetrwałą reakcją organizmu na ból, przebiegającą z dużym zaangażowaniem psychiki i utrzymuje się nawet wtedy, kiedy ustąpiła przyczyna go wywołująca. Ból ostry jest ważnym sygnałem biologicznym, niezbędnym do normalnego funkcjonowania i ochrony organizmu przed uszkodzeniem. Ból przewlekły, choć także może świadczyć o zmianach patologicznych, jest głównie przeżyciem psychicznym (korowym), nie zawsze adekwatnym do wywołującej go przyczyny. Jeden i drugi jest przyczyną cierpienia i najważniejszym powodem, dla którego osoba odczuwająca ból poszukuje pomocy. Mimo, że istnieje wiele koncepcji na temat mechanizmu powstawania i przewodzenia bólu, to tylko nieliczne wiążą ból ze zmianami w mięśniach, zarówno gładkich, jak i poprzecznie prążkowanych.


Ból a zabiegi operacyjne

Podstawowymi metodami znieczulenia do zabiegów operacyjnych jest znieczulenie ogólne, miejscowe, przewodowe, zwojowe, rdzeniowe, zewnątrzoponowe i kombinowane. Sporadycznie jako metodę znieczulenia do zabiegów operacyjnych (zwykle mniejszych) stosuje się także hipnozę.

Znieczulenie ogólne jest metodą mocno obciążającą stan ogólny chorego, a szczególnie układ krążeniowo-oddechowy, wątrobę i nerki. Dlatego w przypadkach konieczności znieczulania pacjentów o zwiększonym ryzyku operacyjnym, jeśli jest to tylko możliwe ze względu na operowaną okolicę i rodzaj zabiegu operacyjnego, stosuje się znieczulenie nadoponowe. Ważnym zabiegiem operacyjnym, podczas którego należy zachować najwyższą ostrożność ze wskazaniami do znieczulenia ogólnego ze względu na płód, jest cięcie cesarskie.

Od ponad czterdziestu lat w Chinach i innych krajach Dalekiego Wschodu wprowadzono znieczulenie za pomocą akupunktury i elektroakupunktury do szerokiego spektrum zabiegów operacyjnych, z zabiegami na otwartej klatce piersiowej włącznie. W warunkach europejskich od około trzydziestu lat czynione są nieśmiałe próby wprowadzania znieczulenia ogólnego w połączeniu z akupunkturą, czy elektroakupunkturą. Pozwala to na osiąganie dobrych warunków operacyjnych przy stosowaniu znacznego (25 do 10% dawki ) ograniczenia ogólnej ilości środków chemicznych ogólnego znieczulenia.

Czynione są także okresowe próby stosowania metod kręgu akupunktury w stabilizacji psychowegetatywnej w dniu poprzedzającym termin zabiegu operacyjnego, oraz w leczeniu bólu pooperacyjnego.

Ból pooperacyjny jest bólem ostrym odczuwanym w obrębie zakończeń nerwowych skóry, mięśni poprzecznie prążkowanych narządu ruchu operowanej okolicy, w obrębie błon otaczających poszczególne jamy ciała czy narządy (otrzewna, krezka jelit, opłucna, opona twarda centralnego układu nerwowego, czy okostna). Najczęstszym sposobem leczenia bólu pooperacyjnego jest farmakoterapia za pomocą środków o silnym działaniu przeciwbólowym, nie wyłączając narkotyków takich jak morfina czy dolantyna. Innym, często stosowanym w Polsce lekiem przeciwbólowym w okresie pooperacyjnym jest pyralgina. Od ponad dwudziestu lat, wraz z rozwojem anestezjologii, u części pacjentów pooperacyjnych, szczególnie z poważniejszymi zaburzeniami metabolicznymi zaczęto w leczeniu bólu stosować leki z grupy neuroleptoanalgetyków.

W drugiej połowie XX w. niemal na całym świecie obserwuje się ożywienie zainteresowań zarówno istotą bólu, jak i jego leczeniem. Powodem tego jest wzrastająca ilość schorzeń cywilizacyjnych, większości których towarzyszy ból i postęp chirurgii pozwalający na coraz trudniejsze i rozleglejsze zabiegi operacyjne, z którymi najczęściej wiąże się ból i trudne do leczenia zaburzenia wegetatywne. Wraz z rozwojem farmakoterapii chemicznej pojawiły się co prawda nowe możliwości anestezjologicznych działań przeciwbólowych, ale z większością leków farmakologicznych łączą się liczne skutki uboczne i powikłania. Są one tym groźniejsze, że dotyczą najczęściej ludzi ciężko chorych już w okresie przedoperacyjnym, u których występują ponadto działania uboczne i powikłania po farmakologicznym znieczuleniu ogólnym.

Ważnym powodem zwiększonego zainteresowania bólem jest opracowanie w krajach kręgu kultury europejskiej nowych metod leczenia bólu za pomocą elektrostymulacji przezskórnej i igłowej. Kolejnym czynnikiem, który pod koniec lat 60-tych zintensyfikował zainteresowanie bólem stało się zwiększone zainteresowanie metodami kręgu akupunktury, zarówno w Stanach Zjednoczonych jak i Europie, a szczególnie wprowadzenie pod koniec lat 50-tych w Chinach akupunktury, jako metody znieczulania do zabiegów operacyjnych. Jeszcze innym ważnym czynnikiem nasilającym zainteresowanie bólem było opracowanie w roku 1965 przez Walla i Melzacka teorii bramkowego sterowania bólem, oraz odkrycie endogennych substancji przeciwbólowych – endorfin i enkefalin.


Ból a metody termiczne

W medycynie Dalekiego Wschodu od tysiącleci obok akupunktury i akupresury stosowane są w leczeniu rozmaite formy przygrzewań i przypieczek. Od wielu stuleci także w medycynie europejskiej znane jest wiele metod leczenia bólu opartych o działanie bodźców mechanicznych i termicznych. W chirurgii i stomatologii od dawna do pewnych typów zabiegów, głównie jako znieczulenia miejscowego używa się bodźców termicznych, najczęściej stosując miejscowo chlorek etylu.

Chlorek etylu, którego w metodzie własnej użyto jako medium krioterapeutycznego znany jest w medycynie od niemal dwóch wieków. Stosowany był szeroko zarówno do znieczuleń ogólnych, jak i miejscowych. Synteza wielu innych środków znieczulenia ogólnego i bardzo wąski przedział pomiędzy dawką skuteczną a toksyczną chlorku etylu spowodowały, że od niemal pół wieku środek ten praktycznie wyeliminowano ze znieczuleń ogólnych. Miejscowo i w ograniczonym zakresie stosowany jest nadal w stomatologii i małej chirurgii. Obok innych mediów krioterapii znajduje dosyć szerokie zastosowanie w miejscowym leczeniu bólów po urazach sportowych.

Pierwszym powodem mego zainteresowania stosowaniem chlorku etylu na skórę określonych okolic ciała, jako metody leczenia różnego pochodzenia zespołów bólowych były obserwacje stosowania go przez innych lekarzy w urazach sportowych. Drugim powodem było wieloletnie doświadczenie własne w innej, niefarmakologicznej metodzie leczenia bólu, polegającej na śródskórnym wstrzykiwaniu wody destylowanej i innych substancji działających na zasadzie różnicy stężeń osmotycznych, w strefy przeczulicy skórnej, towarzyszącej różnym schorzeniom. Mimo dużej skuteczności terapeutycznej, istotną wadą tej metody był intensywny ból w momencie iniekcji śródskórnej. Dalsze odczucia w tej metodzie zależały od tego, czy aktualnie pacjent odczuwał ból, czy go tylko z jakichś powodów symulował. U pacjenta z bólem kolkowym, korzeniowym lub innym po zakończeniu iniekcji ból utrzymywał się lub nawet nasilał się jeszcze przez okres 3-5 minut, a następnie ustępował. W przypadku niektórych nerwobóli nasilony ból utrzymywał się czasem przez okres kilkudziesięciu minut, a nawet kilku godzin, aby ustępując dać najczęściej trwały efekt przeciwbólowy.

Natomiast jeśli pacjent aktualnie bólu nie odczuwał, zakończenie iniekcji oznaczało ustąpienie bólu. Zjawisko to występowało także u zdrowych ochotników. Takie reakcje w szczególnych przypadkach stwarzają możliwość różnicowania prawdziwych zespołów bólowych od symulacji.

W popularnych wydaniach chińskich autor spotkał się ze wzmianką na temat tej metody, jako metody znieczulania do zabiegów chirurgicznych. Dla badaczy bólu może to być interesującym zjawiskiem, przybliżającym do głębszego poznania różnych mechanizmów powstawania bólu.

Inną metodą stosowaną w leczeniu przede wszystkim bólu, ale także patologicznych napięć mięśniowych i zaburzeń wegetatywnych jest termoterapia, a szczególnie krioterapia. W termoterapii, a więc także w krioterapii zgodnie z zasadami medycyny fizykalnej siła działania bodźca termicznego jest tym większa, im większa jest różnica temperatur pomiędzy skórą a działającym bodźcem, na im większej powierzchni bodziec ten działa, oraz im większe jest jego ciepło właściwe (z im większym pobieraniem lub dostarczaniem ciepła łączy się jego działanie).

Przypadek sprawił, że 20 grudnia 1970 r. po raz pierwszy zastosowałem chlorek etylu na skórę w okolicy tułowia u pacjenta z ostrym zespołem bólowym korzeniowym w postaci nerwobóli międzyżebrowych, na tle zaawansowanego zwyrodnienia kręgosłupa. Również chyba szczęśliwemu przypadkowi przypisać należy, że po kilkunastosekundowym zabiegu bóle ustąpiły całkowicie. W kilka minut powróciła pełna swoboda ruchów, także oddechowych, a poprawa utrzymywała się przez okres ponad trzech miesięcy. Przez pierwsze dwa miesiące po tym wydarzeniu metodę stosowałem w różnych zespołach bólowych wyłącznie w warunkach ambulatoryjnych, chcąc się upewnić, że to na prawdę działa. Pozwoliło mi to na wstępne rozpracowanie odmian zabiegu, w zależności od przyczyny, lokalizacji, charakteru bólu, osobowości pacjenta i jego reaktywności. Najogólniej zabieg polega na delikatnym spryskiwaniu chlorkiem etylu powłok pacjenta w okolicy uzależnionej od lokalizacji bólu oraz czynników wyżej wspomnianych.


Podstawowe odmiany zabiegu krioterapii w metodzie własnej:

  1. Lokalna – polega na działaniu chlorkiem etylu na okolicę bólu i jej najbliższe otoczenie.

  2. Segmentarna – oddziaływaniu poddaje się część tułowia unerwioną przez ten sam segment rdzenia, co okolica bólu, oraz segmenty sąsiednie.

  3. Centralna – oddziaływaniu chlorkiem etylu poddawana jest głowa pacjenta i okolica ujść nerwu trójdzielnego (Z zabezpieczeniem dróg oddechowych przed możliwością przedo-stania się do nich chlorku).

  4. Ogólna – jest to krótkotrwałe oddziaływanie według trzech powyższych odmian, połączone z delikatnym spryskiwaniem tułowia i kończyn, ze szczególnym uwzględnieniem podeszew i wewnętrznych powierzchni dłoni.

U chorych pooperacyjnych z reguły wykonywałem zabieg w odmianach 1., 2. i 3., najczęściej łącząc go z akupresurą okolicy rany pooperacyjnej i akupresurą odpowiednich segmentów rdzenia w okolicy grzbietu. Zwykle rozpoczynałem go jednak od samej krioterapii. W przypadku pacjentów, u których za pomocą krioterapii nie osiągałem pełnego ustąpienia bólu (u większości pacjentów), dodatkowo stosowałem akupresurę. Podobnie jak podczas stosowania akupunktury, w własnej metodzie leczenia bólu pooperacyjnego starałem się stosować indywidualne podejście do każdego pacjenta, w zależności od jego osobowości, stanu psychicznego i fizycznego oraz w zależności od wrażliwości osobniczej.


Zastosowania własnej metody w warunkach oddziału chirurgicznego

Po wstępnym rozpracowaniu metody w zastosowaniach ambulatoryjnych, zacząłem sprawdzać jej skuteczność w warunkach dużego oddziału chirurgii ogólnej (80 łóżek). W latach 1971-77 stosowałem ją w Oddziale Chirurgii Ogólnej Szpitala Wojewódzkiego w Opolu.

Po kilku miesiącach rozpracowałem ją jako:

  1. Pomocniczą metodę różnicowania rozlanych bólów brzucha, z podrażnieniem lub nawet zapaleniem otrzewnej. Większość schorzeń chirurgicznych jamy brzusznej rozpoczyna się od objawów i lokalizacji bólu umożliwiających ich diagnostykę. Jednak u niektórych chorych rozlana bolesność jamy brzusznej z objawami podrażnienia otrzewnej może pojawiać się już we wczesnym okresie schorzenia, jeszcze przed zgłoszeniem się chorego do lekarza. Wtedy diagnostyka jest znacznie utrudniona. Spryskanie powłok brzusznych i tułowia chlorkiem etylu, z jednoczesnym, delikatnym uciskiem okolic najżywszej bolesności samoistnej lub uciskowej przyczynia się do powrotu pierwotnej lokalizacji bólu, co wydatnie ułatwia rozpoznanie. Powrót pierwotnej lokalizacji bólu zdarzał się nawet w przypadkach rozlanego zapalenia otrzewnej.

  2. Metodę wspomagającą przygotowania do zabiegu operacyjnego chorych o zwiększonym

ryzyku operacyjnym. Dotyczyło to głównie pacjentów w podeszłym wieku, ze współistniejącymi schorzeniami krążenia, oddychania, zaawansowanymi zmianami zwyrodnieniowymi w obrębie kręgosłupa i towarzyszącymi im bólami, chorych z nadciśnieniem tętniczym, cukrzycą itp. Często byli to chorzy z pogorszoną wydolnością oddechowo-krążeniową, o ograniczonej ruchliwości i zwykle źle sypiający. U większości tych pacjentów po uzyskaniu rozluźnienia mięśniowego i zmniejszeniu, lub nawet ustąpieniu bólów następował powrót sprawności ruchowej i możliwości głębokiego oddechu. Stwarzało to warunki do skutecznego odkrztuszania wydzieliny drzewa oskrzelowego, przyczyniając się w istotny sposób do poprawy samopoczucia pacjentów. Także ich stan ogólny poprawiał się na tyle, że powstawała możliwość bezpiecznego przeprowadzenia zabiegu operacyjnego. W sporadycznych przypadkach nawet dolegliwości brzuszne ulegały wyraźnemu zmniejszeniu, lub ustępowały. Mimo to, pacjentów pozostawiano przez pewien czas na obserwacji.

  1. Metodę stabilizacji psychowegetatywnej stosowaną w wieczór poprzedzający zabieg operacyjny. Większość pacjentów w okresie przedoperacyjnym znajduje się w stanie stresu powodowanego zarówno dolegliwościami związanymi ze schorzeniem jak i z powodu obaw przed oczekującym ich zabiegiem operacyjnym. Zwykle w przeddzień zabiegu obawy te nasilają się, powodując nie tylko trudności ze snem, ale i różne zaburzenia wegetatywne. Farmakologiczne środki uspokajające, czy nasenne nie są w tym czasie wskazane, szczególnie u pacjentów planowanych do znieczulenia ogólnego. Wieczorem w przeddzień zabiegu operacyjnego początkowo stosowałem stabilizację psycho-wegetatywną za pomocą akupunktury. Pacjenci podawali po niej różnego stopnia zmniejszenie dolegliwości związanych z podstawowym schorzeniem i czuli się wyraźnie rozluźnieni, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Niemal wszyscy mimo oczekującego ich zabiegu dobrze przesypiali ostatnią noc. Rano czuli się spokojniejsi niż poprzedniego dnia, przed zabiegiem akupunktury. Po 2-3 tygodniach od wprowadzenia metody stabilizacji psychowegetatywnej, zamiast akupunktury, wieczorem w przeddzień zabiegu operacyjnego stosowałem krioterapię za pomocą chlorku etylu albo jako metodę wyłączną, albo w połączeniu z akupresurą, w zależności od stanu pacjenta. Efekty były podobne. Niewielkie różnice wahały się w obydwie strony i związane były raczej z indywidualna reaktywnością, niż z siłą oddziaływania metody. Dodatkową zaletą stosowania metody własnej w okresie przedoperacyjnym był fakt oswajania pacjenta z zabiegiem, który następnie stosowano w okresie pooperacyjnym.

  2. Metodę leczenia bólu pooperacyjnego i profilaktyki powikłań pooperacyjnych. Pod jej wpływem poza wydatnym zmniejszeniem się, a nawet ustąpieniem bólu, następowała poprawa stanu psychicznego i poprawa snu, a także poprawa krążenia i oddychania (pacjenci mogli łatwiej zakaszleć i odkrztusić wydzielinę drzewa oskrzelowego). Za jej pomocą osiągano także łatwiejsze i wcześniejsze oddawanie moczu, przyspieszony powrót perystaltyki jelit, szybsze uruchamianie chorych i lepsze gojenie się ran pooperacyjnych. Chorzy wyraźnie łatwiej uruchamiali się w łóżku i szybciej z niego wstawali. Następowało przyspieszenie gojenia się ran.

Jedną z istotnych zalet krioterapii z akupresurą (także akupunktury) jest fakt, że można ją stosować w przypadkach przeciwwskazań do określonych środków farmakologicznych, a nawet w przypadkach uczulenia na większość znanych leków. Po większości narkotyków i środków przeciwbólowych chorzy są senni. Z powodu senności źle oddychają, nie potrafią odkrztuszać, mają trudności ze zmianą pozycji i uruchamianiem się. Prowadzi to do zaburzeń krążenia (m.in. powikłania zakrzepowe), oddychania (zaleganie wydzieliny w drzewie oskrzelowym i trudności jej ewakuacji zarówno z powodu bólu, jak i senności pacjenta), upośledza perystaltykę jelit, oddawanie moczu i gojenie się ran. Mimo senności, wielu chorych skarży się na zły sen, dyskomfort długotrwałego przebywania w łóżku i częste osłabienie.

Po zabiegu za pomocą chlorku etylu, a tym bardziej chlorku etylu z akupresurą chorzy pooperacyjni niemal natychmiast ożywiają się, podają wyraźnie zmniejszenie się, a nawet ustąpienie bólu (ponad 90% chorych), zaczynają lepiej oddychać i odkrztuszać. Czują się silniejsi, chętniej i szybciej się uruchamiają w łóżku i poza łóżkiem. Podają wyraźną, choć w pierwszym dniu po zabiegu niezbyt długotrwałą poprawę samopoczucia i lepszy sen. Na uwagę zasługuje fakt, że stosowanie opisanej metody nie tylko nie ogranicza możliwości stosowania farmakoterapii, ale nawet poprawia jej efekty.

Inną cenną metodą leczenia bólu pooperacyjnego, szczególnie chorych, u których istnieją przeciwwskazania do farmakoterapii jest akupunktura. W materiale z górą stu przypadków stwierdziłem przydatność akupunktury do walki z bólem pooperacyjnym, ale także jako metody stabilizacji psycho-wegetatywnej w okresie przedoperacyjnym, przygotowania do zabiegu chorych o zwiększonym ryzyku operacyjnym, a także profilaktyki powikłań pooperacyjnych. W okresie przedoperacyjnym skuteczność akupunktury porównywalna jest do skuteczności metody własnej (krioterapia z akupresurą), a różnice w wielu przypadkach są uzależnione głównie od indywidualnej reaktywności chorych. Większość chorych preferuje metodę krioterapii z akupresurą, jako nie naruszającą powłok ciała i dającą przyjemne uczucie odświeżenia. W sporadycznych przypadkach pacjenci nadmiernie wrażliwi na zimno preferowali akupunkturę. Natomiast większość chorych pooperacyjnych zdecydowanie woli zabiegi za pomocą chlorku etylu i nierzadko traktuje je jako substytut niemożliwych w tym czasie kąpieli higienicznych. Natomiast sam efekt przeciwbólowy jak i inne wyniki działań osiągane u chorych pooperacyjnych z porównaniu z akupunkturą występują szybciej i są wyraźniejsze.

Skuteczność przeciwbólową krioterapii chlorkiem etylu można także wydatnie zwiększyć przez kojarzenie jej akupunkturą. Czas trwania działania przeciwbólowego obydwu metod jest najczęściej zbliżony; w niektórych przypadkach wydaje się być nieco dłuższy po akupunkturze. Zwykle po średnich, a nawet rozległych zabiegach operacyjnych na jamie brzusznej metodę własną stosowano dwa do trzech razy dziennie i nie zachodziła zwykle w tym czasie potrzeba stosowania farmakoterapii bólu. U pacjentów, którym w okresie pooperacyjnym z ważnych powodów stosowano neuroleptoanalgezję, efekt przeciwbólowy zarówno po akupunkturze, jak i po chlorku etylu, czy chlorku etylu skojarzonym z akupresurą niemal nie występował, podobnie jak po naloxanie.


Inne zastosowania metody własnej

Niezależnie od leczenia bólu pooperacyjnego, na dużym materiale chorych stwierdziłem, że własna metoda krioterapii w połączeniu z akupresurą jest również metodą skuteczną w leczeniu: nerwic i depresji, bólów głowy, bólów reumatycznych, zespołów bólowych pochodzenia kręgosłupowego, bólów pourazowych, kolek (wątrobowej, nerkowej, jelitowej), bólów okołomiesiączkowych, zespołów Meniere’a, zaburzeń czucia, niedowładów, sztywności, spastyczności bólów nowotworowych, zaburzeń wegetatywnych w przebiegu większości schorzeń, dychawicy oskrzelowej i innych schorzeń alergicznych, a także schorzeń dermatologicznych.


Wskazania i przeciwwskazania do metody własnej

Główne wskazania do stosowania metody własnej są bardzo zbliżone do ogólnie przyjętych wskazań do leczenia akupunkturą. Przeciwwskazania do stosowania krioterapii z akupresurą są nieliczne, a na szczególna uwagę zasługują: brak rozpoznania, choroby zakaźne w okresie wylegania i stany wymagające interwencji chirurgicznej. Zupełnie wyjątkowo spotykanym przeciwwskazaniem do metody własnej może być uczulenie na chlorek etylu (poniżej 0,1% przypadków).


Przypuszczalny mechanizm działania metody własnej

Przypuszczalny mechanizm działania tak stosowanego na skórę chlorku etylu jest zbliżony z jednej strony do mechanizmu działania hydroterapii zimnej, opisywanego w medycynie fizykalnej, a z drugiej do mechanizmu działania akupunktury. Niewątpliwie mechanizm działania metody własnej można także tłumaczyć teorią bramkowego sterowania bólu Walla i Melzacka, modulacją wydzielania endorfin i enkefalin, jak i mechanizmami odruchowymi, a szczególnie hamowaniem bólu za pomocą bodźca termicznego w postaci intensywnego zimna. Jak wiadomo czucie bólu i temperatury przenoszone są w rdzeniu kręgowym tymi samymi drogami. Intensywne odczucie zimna, a szczególnie w połączeniu z gwałtownym pobieraniem ciepła, jak to ma miejsce w przypadku chlorku etylu, jest dla organizmu ważnym bodźcem zagrażającym termoregulacji, być może nawet ważniejszym od bólu.

Prostota metody, niskie koszty, duża skuteczność terapeutyczna i szybkość działania, brak poważniejszych przeciwwskazań i powikłań oraz szeroki wachlarz wskazań do jej stosowania czynią krioterapię w połączeniu z akupresurą metodą przydatną w lecznictwie otwartym i zamkniętym, a nawet w pomocy doraźnej.


Czynniki utrudniające szersze stosowanie tej metody

Efekty działania tej metody demonstrowałem wielu lekarzom, przedstawicielom specjalności zabiegowych i anestezjologom, w tym także ordynatorom oddziałów i kierownikom klinik. Na większości efekty jej działania robiły duże, czasem wręcz zaskakujące wrażenie, czego nawet nie starali się ukrywać, a mimo to tylko sporadycznie i na krótki czas próbowano metodę te wdrażać do swej praktyki. Czemu to przypisać? Myślę, że składa się na to kilka ważnych powodów:

  1. We współczesnej medycynie konwencjonalnej już dawna opracowano określone metody, wręcz doktryny postępowania, przestrzeganie których leży w interesie pacjentów, ale także w interesie firm produkujących środki farmakologiczne i sprzęt medyczny. I mniej się liczy, czy istnieją inne, bezpieczniejsze i skuteczniejsze metody i środki leczenia, w tym przypadku leczenia bólu pooperacyjnego i profilaktyki powikłań pooperacyjnych.

  2. Nie liczy się także fakt, że stosując skuteczniejsze i tańsze metody leczenia bólu pooperacyjnego, można jednocześnie zmniejszyć liczbę powikłań pooperacyjnych, przyspieszyć proces gojenia się ran i rekonwalescencji pooperacyjnej, z pożytkiem dla chorych i budżetu państwa. Kto przebył zabiegi operacyjne, szczególnie rozleglejsze, a do tego jeszcze powikłane w okresie pooperacyjnym, doskonale wie, z jakimi łączyło się to cierpieniami, nawet przy prawidłowym leczeniu i dobrej opiece.

  3. Efekt leczenia operacyjnego w dużej mierze zależy od jakości rehabilitacji pooperacyjnej, którą ta metoda wybitnie ułatwia, ale problem rehabilitacji pooperacyjnej większości operatorów albo nie interesuje, albo jest dla nich marginalny.

  4. Opisana wyżej metoda wymaga indywidualnego, nieco czasochłonnego, osobistego kontaktu lekarza z pacjentem, zarówno w okresie przedoperacyjnym, jak i pooperacyjnym, a na to większość lekarzy nie ma czasu, albo mówi, że go nie ma.

  5. Współczesna medycyna konwencjonalna w coraz większym stopniu oparta jest na diagnostyce instrumentalnej. Intensywna terapia, w tym także leczenie w okresie pooperacyjnym cięższych stanów oparte jest przede wszystkim na drogim oprzyrządowaniu. Nie jestem przeciwnikiem diagnostyki intrumentalnej, ale nie może ona zastępować dokładnego badania podmiotowego, przedmiotowego i syntezy, jakiej musi dokonać lekarz przed postawieniem diagnozy. Niewątpliwie rozwój instrumentarium medycznego, szczególnie w leczeniu ciężko chorych jest sprawą cenną i niezbędną, ale najwspanialsza aparatura nie może zastąpić kontaktów człowieka z człowiekiem, lekarza z pacjentem.

  6. Efekty leczenia wieloma metodami bez względu na to, czy należą do medycyny konwencjonalnej, czy niekonwencjonalnej w ogromnym stopniu zależą od oddziaływań leczącego na ciało leczonego. I tej potrzeby pracy z ciałem nie wyklucza nawet konieczność stosowania u pacjenta aparatury ratującej życie. Dobitnie mogą świadczyć o tym fakty coraz częściej opisywanych korzystnych efektów stosowania masażu wcześniaków w inkubatorach, czy czasem zaskakujące efekty rehabilitacji nieprzytomnych pacjentów z zespołami pniowymi (tzw. „apalików), u których już nie rokowano żadnych szans na poprawę.

  7. Mimo reformy służby zdrowia, w polskiej medycynie jeszcze ciągle tak naprawdę nie liczy się wydatków na leczenie. Z jednej strony w pełni słuszne są protesty szeregowych pracowników służby zdrowia, w tym także wielu lekarzy z powodu niskich płac, ale z drugiej nadal w zakładach społecznej służby zdrowia trwa marnotrawstwo sił i środków. A przejawia się to na wiele sposobów. Innych bogatszych od nas krajów na to nie stać, ale nas stać, aby lekarze o wysokich kwalifikacjach ciągle jeszcze pełnili częściowo rolę sekretarek medycznych. Okresowe kontrole NIK wykazują ogromne marnotrawstwo wynikające z zakupu i nie używania, albo niewłaściwego używania bardzo drogiego sprzętu. Mówi o tym także najświeższy, opracowany ponad pół roku po rozpoczęciu wdrażania reformy raport NIK.

  8. Inny fakt nie liczenia się władz służby zdrowia zarówno z potrzebami pacjentów, jak i wynikami ekonomicznymi leczenia to niedawna próba likwidacji Stołecznego Centrum Akupunktury w Warszawie. Na szczęście dzięki wielu pacjentom i innym ludziom dobrej woli nie doszło do likwidacji ze wszech miar pożytecznej, a wręcz koniecznej dla pacjentów placówki.

  9. Należy przypuszczać, że w polskiej medycynie zainteresowanie skuteczniejszymi i bezpieczniejszymi od dotychczas stosowanych metodami leczenia, nawet jeśli będą wydawać się podobnie prostymi i tanimi jak omawiana, następować będzie w prywatnych placówkach medycznych, gdzie zwraca się znacznie większą uwagę na wyniki leczenia i związane z nimi efekty ekonomiczne, ale także na komfort i bezpieczeństwo pacjentów, oraz na jakość stosunków lekarz-pacjent. Chciałbym żywić nadzieję, że stanie się to być może także w społecznej służbie zdrowia, ale chyba dopiero po zakończeniu procesu pełnej reoganizacji.

Akupunktura w onkologii

Kategoria: Akupunktura Opublikowano: czwartek, 16 październik 2014 Dr Eustachiusz Gadula

Akupunktura w onkologii

 
Od czasu wprowadzenia do onkologii radioterapii i chemioterapii na długo zapanowały w niej poglądy, że są to jedynie skuteczne metody terapii schorzeń onkologicznych. W związku z czym onkolodzy stali się przeciwnikami innych metod leczenia, nie zważając na osiągane za ich pomocą efekty terapeutyczne. I tak za przeciwwskazane w schorzeniach nowotworowych bezpodstawnie uznali suplementy diety w postaci mikroelementów i witamin, uzasadniając swoją opinię tym, że substancje te mogą przyczynić się do przyspieszonego wzrostu nowotworów, żywiąc je. Na temat racjonalizacji żywienia w onkologii do dziś praktycznie nie zabiera się głosu, choć okazuje się być ono jedną z najskuteczniejszych metod nie tylko terapii nowotworów ale także i ich profilaktyki.                                  
Choć od kilkudziesięciu lat coraz powszechniejsze i lepiej udokumentowane jest przekonanie, że w ogromnej większości schorzeń, w tym także onkologicznych, zasadniczy wpływ na ich powstawanie ma stan psychiki, onkologia jest specjalnością, w której o psychikę pacjentów dba się podobnie jak o racjonalne żywienie. Wzorem zdominowanej przez firmy ubezpieczeniowe medycyny amerykańskiej w wielu specjalnościach polskiej medycyny rozsiewa się jatrogenię, nie tylko przedwcześnie informując o swoich podejrzeniach w kierunku schorzeń uważanych za nieuleczalne, ale także strasząc pacjentów nieuleczalnością wielu schorzeń. Podobny pogląd jak na rolę suplementów, stanu psychicznego i racjonalizacji żywienia w onkologii panował przez długie lata także na temat akupunktury. Jeszcze do dziś można spotkać się z nieuzasadnionymi opiniami, że akupunktura może przyspieszać rozwój procesów nowotworowych.                                                                             Od kilkudziesięciu lat wiadomo, że proces nowotworowy w każdym z nas zawiązuje się po wielokroć każdego dnia, ale dzięki aktywności układu immunologicznego zostaje szybko likwidowany. To na jakiej podstawie dopuszcza się podejrzenia, że te czynniki i metody leczenia, które normalizują odporność organizmu mogą sprzyjać rozwojowi różnych schorzeń, a szczególnie schorzeń onkologicznych? W świetle bioelektroniki proces nowotworowy w pierwszej fazie jest swoistym błędem energetyczno-informacyjnym, łatwym do naprawienia przez nasze naturalne siły odpornościowe. Trwając dłużej powoduje dryf masy w postaci patologicznych zmian biochemicznych. Jeśli na tym etapie naturalne siły odpornościowe nie są w stanie sobie poradzić z nowotworem jako określonym błędem metabolizmu, dochodzi do zmian strukturalnych. I wtedy medycyna potrafi już zmiany te diagnozować za pomocą różnych metod obrazowania, ale im bardziej zaawansowane są zmiany strukturalne, tym trudniejsze, choć nadal możliwe jest ich wyleczenie.                                                    
W wielu krajach do dziś panuje niesłuszny pogląd, że głównym, a często jedynym wskazaniem do akupunktury w onkologii jest leczenie bólu, choć wskazania do akupunktury w onkologii są znacznie szersze. Pierwsze wzmianki na temat możliwości korzystnego wpływu akupunktury nie tylko w leczeniu bólu ale także na sam przebieg procesu nowotworowego we wczesnych etapach schorzeń nowotworowych pojawiły się w roku 1990 podczas Światowego Kongresu WUFES w Pekinie. Moje 48-letnie doświadczenie własne w akupunkturze upoważnia mnie do zabierania głosu na ten temat. Uważam, że akupunktura jest nie tylko jedną ze skuteczniejszych metod profilaktyki zdrowotnej, w tym także profilaktyki schorzeń nowotworowych, ale jest także jedną z najskuteczniejszych i najbezpieczniejszych metod wieloaspektowego wspomagania leczenia chorych onkologicznych. W pełni potwierdzam pogląd o skuteczności i bezpieczeństwie akupunktury w leczeniu większości bólów pochodzenia onkologicznego. Jednocześnie przy tej okazji zwracam uwagę na fakt, że zbyt często lekarze, nie tylko onkolodzy niemal wszystkie bóle, jakie występują u pacjentów onkologicznych wiążą z procesem nowotworowym. A okazuje się, że często dotyczą one osobników, którzy przez okres wielu lat cierpieli na bóle pochodzenia kręgosłupowego, bóle reumatyczne, czy związane ze zmianami zwyrodnieniowymi bóle w obrębie stawów kończyn i inne schorzenia, w których przebiegu występuje ból.                                                                W medycynie konwencjonalnej, a szczególnie w onkologii najczęściej wszelkie bóle u pacjentów onkologicznych traktowane są jako objaw przerzutów nowotworowych, co ma destrukcyjny wpływ na psychikę nie tylko samego pacjenta, ale także jego najbliższych. Pod wpływem takiego przekonania dochodzi do załamania psychicznego często całej rodziny, co kończy się dalszym spadkiem odporności pacjenta i przyspieszeniem procesu nowotworowego, skracającym okres jego przeżycia.   To prawda, że bóle pochodzenia nowotworowego w wielu przypadkach mogą być jednymi z najsilniejszych w klinice ludzkiej i ich bezpieczne zwalczanie jest sprawą trudną i bardzo skomplikowaną.                                                                                                                                      
Jedną z największych wartości akupunktury jest fakt, że jest optymalną, bezpieczną metodą w leczeniu bólu, niezależnie od jego przyczyny. Dotyczy to także bólów nowotworowych. W rękach doświadczonego specjalisty akupunktura wyraźnie wpływa na ich łagodzenie, poprawę stanu psychicznego i poprawę snu. Dlatego celowym wydaje się rozpoczynanie leczenia bólów nowotworowych właśnie od akupunktury, a dopiero kiedy to nie wystarczy, należy zdecydować się na silną farmakoterapie przeciwbólową, do narkotyków włącznie. Dobre efekty przeciwbólowe nawet w najtrudniejszych przypadkach  daje umiejętne kojarzenie akupunktury z lekami przeciwbólowymi w znacznie mniejszych dawkach, niż gdyby stosowano je bez akupunktury. Celowym wydaje się podjęcie prób leczenia  pacjentów nowotworowych z bardzo silnym bólem akupunkturą połączoną z niewielkimi dawkami morfiny, czy innych środków przeciwbólowych.  Wymaga to jednak harmonijnej współpracy lekarzy akupunkturzystów z lekarzami opiekującymi się chorymi onkologicznymi , także w hospicjum. Podobnie, udane  próby łączenia akupunktury z anestetykami  czyniono kiedyś (w latach 70.) Giessen (RFN) z pacjentami znieczulanymi do zabiegów operacyjnych za pomocą akupunktury i zmniejszonych dawek anestetyków.                                                                                                   Niezwykle cenną zaletą akupunktury jest możliwość wydatnego ograniczenia dzięki niej stosowania silnych, nieobojętnych dla zdrowia leków przeciwbólowych, z morfiną włącznie. Ma to istotne znaczenie zarówno dla stanu psychicznego pacjenta, jakości jego kontaktów z najbliższymi, dla funkcjonowania organizmu jako całości, a szczególnie dla ogólnej odporności pacjenta, a więc ma także istotny wpływ na długość przeżycia chorych nowotworowych. Jednym z częstszych powodów, dla których pacjenci onkologiczni zgłaszają się do leczenia akupunkturą jest ból, którego oni, czy ich rodzina z różnych powodów nie chcą uśmierzać farmakologicznie. Jednak podejmując się tego leczenia, poza zmniejszeniem czy zniesieniem bólów u wielu chorych osiągamy także inne, cenne efekty.                                                                                            U większości pacjentów pod wpływem akupunktury dochodzi do istotnej poprawy stanu psychicznego, co objawia się wyciszeniem, poprawą snu, a często także zmianą spojrzenia na swój problem związany z nowotworem. Dochodzi do poprawy wielu funkcji nerwowego układu wegetatywnego, dzięki temu u znacznej części chorych poprawia się łaknienie i funkcjonowanie przewodu pokarmowego. U pacjentów ze schorzeniami nowotworowymi w obrębie układu moczowego akupunktura powoduje wyraźna poprawę funkcjonowania dróg moczowych. Następuje poprawa krążenia i oddychania. Dochodzi do zmniejszenia, a czasem nawet likwidacji obrzęków. Nawet w przypadkach zaawansowanego wodobrzusza dochodzi do zauważalnego zmniejszenia ilości płynu w jamie brzusznej. W nowotworach dróg oddechowych oprócz łagodzenia bólu dochodzi często do wyraźnej poprawy oddychania i regresji zmian patologicznych.                                                                 Pacjenci poddawani chemioterapii i radioterapii dzięki zabiegom akupunktury połączonymi z suplementami diety znacznie łatwiej znoszą te metody leczenia. Niezwykle cenną zaletą akupunktury jest wyraźna skuteczność w łagodzeniu objawów wzmożonego ciśnienia śródczaszkowego w większości schorzeń nowotworowych mózgu. 
Wdrożenie akupunktury do leczenia onkologicznego oznacza istotny postęp w leczeniu tej grupy chorych. Pozwala unikać lub co najmniej zmniejszać dawki silnie działających, związanych z licznymi działaniami ubocznymi i powikłaniami leków przeciwbólowych. Poprawia funkcjonowanie nerwowego układu wegetatywnego, zaburzonego chemioterapią i radioterapią. Poprawia stan psychiczny i sen, pośrednio przyczyniając się także do poprawy ogólnej odporności organizmu. Poprzez poprawę stanu psychicznego pacjenta wpływa także korzystnie na komfort funkcjonowania jego najbliższych. Stwarza większą nadzieję na dobre wyniki leczenia, które w dużej mierze od tej nadziei zależą.  
                         

Nowe tendencje w podejściu do schorzeń nowotworowych

Kategoria: Akupunktura Opublikowano: wtorek, 28 październik 2014 Dr Eustachiusz Gadula

Nowe tendencje w podejściu do schorzeń nowotworowych

 
Obok schorzeń serca i układu krążenia schorzenia nowotworowe stanowią najczęstszą przyczynę zgonów. O ile w diagnostyce i terapii ostatnich lat w tych pierwszych nastąpił istotny postęp w postaci kardiologii inwazyjnej, czy przeszczepów serca, które trudno uznać za przełomowy sukces medycyny, choć są szansą ratowania i przedłużania życie określonej liczbie ludzi, o tyle w onkologii brak spektakularnych osiągnięć medycznych. Mimo zaangażowania ogromnej liczby ludzi i środków nadal praktycznie nie znamy prawdziwej przyczyny powstawania nowotworów, choć wiadomo jakie czynniki sprzyjają ich rozwojowi. Co prawda od lat pojawiają się nowe, bliższe przyrodzie i człowiekowi koncepcje leczenia schorzeń nowotworowych ale konwencjonalna onkologia w interesie określonego lobby nadal stara się je nie zauważać, a podstawowe leczenie w onkologii ograniczać do chemioterapii i radioterapii. 
 
Ciągłe dominujące, złe wyniki leczenia większości nowotworów, że ze schorzeń nowotworowych w powszechnej świadomości uczyniono typowy przykład nieuleczalności schorzeń. Choć przekonanie to ma niestety swoje uzasadnienie w bardzo wielu faktach klinicznych, to jednak ze szkodą dla ludzi przeczy mądremu, staremu powiedzeniu, że nie ma nieuleczalnie chorych. Jest to opinia wielu wybitnych lekarzy i terapeutów z wszystkich kontynentów. O słuszności tego powiedzenia niech dobitnie świadczy tytuł książki jednego z najwybitniejszych polskich lekarzy humanistów i filozofów, ale także wybitnych klinicystów, znanego na całym świecie Profesora Juliana Aleksandrowicza pod tytułem: Nie ma nieuleczalnie chorych.
 
Skąd zatem tyle zgonów w onkologii i tak nikły procent wyleczeń w schorzeniach nowotworowych, szczególnie w Polsce?
Sprawa jest wielowątkowa i bardzo skomplikowana. A przecież odpowiednio wcześnie wykryty proces nowotworowy, najlepiej jeszcze w okresie przedklinicznym (a taka możliwość już od jakiegoś czasu istnieje), w pierwszej fazie jest możliwy do odwrócenia. Od kilkudziesięciu lat spotkać można wiele informacji mówiących, ze proces nowotworowy w każdym z nas zawiązuje się dziesiątki, jeśli nie setki razy każdego dnia, a jednak mimo to długo, albo nawet nigdy część z nas na nowotwór nie choruje.
Od czego to zależy?
Odpowiedź w teorii wydaje się dosyć prosta – nasze zdrowie zależy przede wszystkim od stanu naszej odporności. Człowiek w pełni odporności nie choruje. Schorzenia powstają pod wpływem obniżonej z wielu powodów odporności. Ten problem wielokrotnie analizowaliśmy w wielu innych pracach, opartych między innymi o fakty dobrze znane z historii medycyny.
Wczesna diagnostyka na etapie uleczalności większości schorzeń, to ciągle jeszcze tylko niemal czysta filozofia. Ale teoretycznie jest możliwa, pod warunkiem zmiany podejścia do człowieka jak do istoty psychosomatycznej, a nie jak do maszyny (co niestety ciągle jeszcze często ma miejsce). Pozwoli to na pogłębione zrozumienie istoty życiowych procesów energetycznych i reakcji na nie naszej niezwykle wrażliwej psychiki. Jeśli nerwice i inne niekorzystne zmiany stanu psychicznego byłyby traktowane poważnie jako najwcześniejsze sygnały zaburzeń energetycznych i zawiązującej się w nas patologii, to spowodowałoby to rozpoczęcie badań naukowych nad tym, jak te odczucia interpretować klinicznie. Obecnie diagnostyka w wielu specjalnościach medycznych, nie wyłączając onkologii oparta jest głównie na kryteriach anatomicznych, zwanych inaczej obrazowaniem. Ale zmiany anatomiczne to już niestety często zbyt późny okres na odwracalność schorzenia. Proces chorobowy zwykle rozpoczyna się w obrębie psychiki, ale stopniowo przechodzi na ciało, powodując różnego rodzaju bloki mięśniowe i związane z nimi zaburzenia wielu funkcji wegetatywnych, hormonalnych i immunologicznych. Wbrew przekonaniom wielu przedstawicieli świata medycznego już i na tym etapie patologii istnieje możliwość czynnościowych badań diagnostycznych jak i terapeutycznych. To ciągle jeszcze okres potencjalnej odwracalności wielu procesów chorobowych. Jeśli dochodzi nawet do uchwytnych instrumentalnie zmian biochemicznych, to i tak przez pewien czas istnieje szansa na istotną poprawę stanu pacjenta, a nawet na pełne wyleczenie. Ale jeśli te etapy dolegliwości traktuje się (niestety dosyć powszechnie) tylko jako „czystą nerwicę”, pacjent cierpi, czas płynie i powoli, acz nieuchronnie zbliża się drugi etap zmian biochemicznych i etap trzeci zmian histopatologicznych i anatomicznych. Na tym etapie lekarze czują się już znacznie pewniej, bo takie zmiany w większości przypadków udaje się względnie dokładnie rozpoznawać za pomocą mikroskopu, zdjęć rtg, tomografii komputerowej, rezonansu magnetycznego, PET czy innych badań obrazowych. Ale wtedy zaczyna być już za późno nie tylko na wyleczenie, ale często także na istotną, dłuższą poprawę stanu pacjenta.          
W części schorzeń onkologicznych jeszcze i na tym etapie istnieje szansa na pełne wyleczenie, jeśli zgodnie z zasadami sztuki udaje się proces nowotworowy usunąć zabiegiem operacyjnym w całości lub metodami leczenia wspomagającymi naturalną odporność organizmu. Ale w praktyce okazuje się, że już i na tym etapie szczególnie w Polsce diagnostyka napotyka na różne trudności, najczęściej wynikające z niedowładu organizacyjnego placówek medycznych, szczególnie onkologicznych. Stwierdzając nawet drobne zmiany dostępne badaniu i zlokalizowane w miejscu, w którym istnieje możliwość szerokiego ich usunięcia, wdraża się stereotypowe postępowanie w postaci biopsji (dobrze jeśli od razu gruboigłowej, bo często najpierw wykonuje się punkcje cienkoigłową, a w przypadku wątpliwości, których jest niemal w każdym przypadku wiele, dopiero grubo igłową).     
Jeśli i to badanie pozostawia wątpliwości, wykonuje się wycinek, a niezwykle cenny czas płynie. Poza tym zmiana patologiczna naruszona czy to igłą (wbrew poglądom na ten temat wielu onkologów), czy nożem, ma tendencje do niebezpiecznego rozsiewu jeśli po ich wykonaniu czeka się na kolejny etap postępowania diagnostycznego czy terapeutycznego. Zanim pacjent żyjący długimi tygodniami w stresie z powodu oczekiwania na kolejne wyniki badania histopatologicznego doczeka się decyzji o planowanym u niego sposobie leczenia, często załamuje się psychicznie i zmiana podejrzenia procesu złośliwego materializuje się na zasadzie złej wróżby. U wyczerpanego nerwowym oczekiwaniem pacjenta dochodzi do załamania się sił odpornościowych, co w dużej mierze zemści się w wyniku leczenia.
Omówiliśmy tu jakby jedną stronę tego problemu już na etapie podejrzeń procesu nowotworowego. Druga właściwsza, bo związana z profilaktyką i wczesną diagnostyką strona często wynika z lęku przed rozpoczęciem cierniowej drogi diagnostyki onkologicznej, w trakcie której większość onkologów za swój święty obowiązek uważa konieczność informowania pacjenta o swoich groźnych podejrzeniach (z których na szczęście co najmniej część się nie sprawdza). Co to oznacza dla pacjenta i jego najbliższych, nie trudno zrozumieć, szczególnie kiedy samemu było się w podobnej sytuacji. Tą drugą stroną problemu jest zbyt późne zgłaszanie się do lekarza pacjentów ze schorzeniami onkologicznymi. I w tym wypadku onkologom słusznie krytykującym takie postępowanie często opadają ręce. U jednych chorych takie postępowanie wynika z niskiej wiedzy i kultury osobistej, u innych z braku właściwej troski o zdrowie, ale u bardzo wielu także z powodu lęku przed cierniową drogą diagnostyki, a w dalszej kolejności przed perspektywą najczęściej okaleczających zabiegów operacyjnych raz wyniszczającej chemioterapii i radioterapii.
Czemu o tym piszę? Sam jestem lekarzem i moim celem nie jest krytyka postępowania onkologów, ale zwrócenie uwagi, że nawet na obecnym etapie wiedzy w diagnostyce i leczeniu schorzeń nowotworowych można wiele zmienić, głębiej analizując sens tego, co się robi w świetle najnowszej wiedzy o świecie, człowieku, zdrowiu ludzkim, chorobach, diagnostyce i leczeniu. Szczęście ma pacjent, u którego po stosunkowo krótkiej i n ie uciążliwej diagnostyce i ograniczonym lokalnie zabiegu operacyjnym kończy się leczenie. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby taki szczęśliwiec rozstając się z onkologią otrzymał cenne rady, co ma robić na przyszłość – jak pracować nad poprawą stanu psychicznego, jak się odżywiać, jak zmienić styl życia na korzystniejszy dla zdrowia. To się jednak raczej nie zdarza, przynajmniej w Polsce. Innym, zwykle marginalnie traktowanym problemem jest praca lekarzy z najbliższym otoczeniem pacjenta, które może być bardzo istotnym wsparciem psychofizycznym dla chorego, albo źródłem pogarszającego się stanu zdrowia.
W znacznie gorszej sytuacji są pacjenci, u których z różnych powodów schorzenie nowotworowe rozpoznano na etapie zmian nieoperacyjnych i których zakwalifikowano albo do naświetlań albo do wieloetapowej chemioterapii. Jeśli do tego są jeszcze całkowicie załamani psychicznie, bez odpowiedniego wsparcia ze strony rodziny, a to zdarza się niestety zbyt często, ich szansa na wyleczenie jest niewielka.                                                                                                                          Chemioterapia i radioterapia to broń obosieczna, która w równym stopniu niszczy zmiany patologiczne jak i zdrowe tkanki. Jeśli jeszcze pacjent rozpoczyna ją we względnie dobrym stanie psychofizycznym, ma szansę na różnie długo trwającą, jeśli nie poprawę stanu zdrowia, to choćby na dłuższe przeżycie. Co zatem można zrobić aby realnie i korzystnie wpłynąć na tą niezwykle trudną sytuację chorych onkologicznych i poprawę wyników leczenia w onkologii?
Po pierwsze: Nawet już na etapie zmian anatomicznych można i powinno się usprawnić i wyraźnie przyspieszyć procesy diagnostyczne, szczególnie przebiegające z pobieraniem tkanek do badań histopatologicznych.                                                                                                                                   
Po drugie: Lepiej zadbać o stan psychiczny chorych i ich najbliższych w zarówno w okresie trwania diagnostyki jak i terapii. Szczególnie do czasu potwierdzenia rozpoznania lekarze nie powinni pognębiać pacjenta swymi jeszcze nie potwierdzonymi podejrzeniami.                                                
Po trzecie: Już w trakcie często długotrwałej diagnostyki powinno się podjąć leczenie, którego celem jest poprawa stanu psychofizycznego pacjenta i jego odporności.                                                             
Po czwarte: Należy głęboko przeanalizować czy chemioterapia i/lub radioterapia, mimo, że tak wyniszczające organizm, muszą być stosowane wyłącznie jako jedyna metoda leczenia? Czy nie można poprawiać stanu zdrowia pacjenta wieloma metodami naturalnymi, co z dobrym efektem czyni na razie niewielka, ale powoli na szczęście rosnąca liczba także polskich onkologów?
A jak do profilaktyki, diagnostyki, terapii i rokowania schorzeń nowotworowych podchodzi medycyna zintegrowana?                                                                       1. Staramy się na ile to tylko możliwe pomagać pacjentowi w usprawnianiu i przyspieszaniu przeprowadzenia badań diagnostycznych, jednocześnie starannie czuwając nad stanem psychicznym pacjenta i jego najbliższych.
2. Jeśli stan psychiczny, czy fizyczny pacjenta tego wymaga (sam fakt diagnostyki w kierunku schorzenia nowotworowego świadczy o obniżeniu naturalnej odporności organizmu), a zwykle wymaga, wdrażamy leczenie najczęściej metodami psychoterapii, kręgu akupunktury i suplementami diety. Wielu naszych pacjentów ten trudny okres dzięki takim naszym działaniom znosi nadspodziewanie dobrze.                                                                                                                3. Po ustaleniu rozpoznania schorzenia onkologicznego decyzja o rodzaju terapii należy do pacjenta i jego najbliższych. Zgodnie z ustawą lekarz ma obowiązek informowania pacjenta o różnych metodach terapii, nie ważne konwencjonalnych i niekonwencjonalnych. Niedopuszczalna jest zdarzająca się często (przynajmniej w Polsce) krytyka innych metod, niż konwencjonalne i narzucanie pacjentowi i jego najbliższym własnej decyzji na temat sposobu leczenia ! Pacjenta powinno bronić prawo i obowiązująca od wieków zasada: Primum non nocere ! W praktyce jest ona często naruszana i to nie w interesie pacjenta ! Dlatego stoimy na straży jego interesu.                                                                    
4. Bez względu na podjętą przez pacjenta decyzję na temat wyboru sposobu leczenia staramy się wspierać go psychicznie i fizycznie !                                    
5. Zarówno w trakcie leczenia onkologicznego, jak i po jego zakończeniu staramy się przekazywać (często drogą elektroniczną) maksimum informacji na temat dalszego postępowania, a szczególnie na temat profilaktyki nawrotów procesu chorobowego.                                                                                
6. W odróżnieniu od konwencjonalnej onkologii, zwracamy pilną uwagę na sposób odżywiania się pacjenta, ogólny styl życia i wyzwolenie się spod pręgierza myśli o przebytym schorzeniu nowotworowym.                                                                                                                                      
7. Jednocześnie w odróżnieniu od polskich przepisów dotyczących leczenia uzdrowiskowego stoimy na stanowisku, że rok oczekiwania od zakończenia leczenia onkologicznego na pierwsze skierowanie do leczenia sanatoryjnego jest niezgodne z interesem zdrowotnym pacjenta i proponujemy aby po dokładnych konsultacjach wdrożyć kompleksowe, naturalne metody przywracania odporności organizmu i wzmacniania odnowy biologicznej także w miejscowościach uzdrowiskowych.
            
Na chwilę powróćmy do stwierdzeń, od których rozpoczęliśmy nasze rozważania na temat schorzeń nowotworowych. O tym, że pojęcie nieuleczalności ciągle jeszcze odnosi się do większości schorzeń tej grupy bezpodstawnie świadczy coraz to więcej różnych faktów, ważnych zarówno dla pacjentów, jak i dla lekarzy. Z ich analizy nieodparcie nasuwa się wniosek, że naprawdę nie ma nieuleczalnie chorych. Coraz częściej pojawia się nieco zaskakujące, ale budzące optymizm stwierdzenie, że Rak to nie choroba, ale symptomCzytając relacje z międzynarodowych kongresów medycyny zintegrowanej, aż trudno uwierzyć własnym oczom. Bardzo ważne jest, co coraz częściej w trakcie tych obrad mówiono, ale jeszcze ważniejsze jest kto to mówił.                                                    Na monachijskim kongresie, który odbył się w kwietniu 2008 r., uczestniczyły liczne sławy naukowe, wśród nich m.in.: prof. Hendrik Treugut, dr Achim Schubert, prof. dr Thorsten Goering, Lothar Hirnese, prof. Brend Senf, Reudigel Dahlke oraz wielu innych ekspertów w dziedzinie zdrowia.Jak wielokrotnie podkreślano w trakcie obrad, zgodnie z założeniami psychosomatyki choroby nie dotyczą dotkniętych nimi organów, lecz nie rozwiązanych konfliktów psychicznych, które dają o sobie znać poprzez tzw. symptomy. Psychika pokonuje w ten sposób problemy, z którymi nie potrafi sobie poradzić, przekazując je wraz z wszystkimi negatywnymi emocjami do ciała. Nie odbywa się to jak popadnie, gdyż każdy organ i każda część ciała jest odgromnikiem i szufladą dla różnych problemów, które nie zostały rozwiązane przez psychikę. Organy mogą w pewnym stopniu skompensować te niekorzystne zjawiska, albo – w postaci cielesnych symptomów – sygnalizują, że trzeba rozwiązać jakąś ważną sprawę. Jeśli próbuje się zignorować symptomy, pozostawiając wewnętrzny konflikt nie rozwiązany, albo gdy przez zażywanie lekarstw, operacje czy protezy opcja psychosomatyczna zostanie wyczerpana, mamy do czynienia z chorobami o lżejszym lub cięższym przebiegu. Może wówczas dojść do poważniejszych schorzeń, w tym także do pojawienia się nowotworów.                                           
Jak podkreślono, wyzdrowienie jest możliwe w każdym stadium raka. Z punktu widzenia psychosomatyki chodzi o to, aby zrozumieć przyczynę zachorowania i coś zmienić. Kiedy to nastąpi, psychika jest w stanie nawet w ostatnim momencie przejąć stery. Z punktu widzenia medycyny akademickiej remisje samoistne są niewytłumaczalne, zupełnie inaczej, niż w medycynie zintegrowanej. W przypadku nowotworów oprócz poznania procesów psychosomatycznych, mamy do dyspozycji także inne środki. Ze strony medycyny należy uczynić wszystko, aby zyskać czas konieczny do rozwiązania problemów psychicznych i usunięcia blokad. Jeśli pacjent ma wrócić do zdrowia, należy mu zaoferować opiekę psychologiczną. Przedłużenie życia ma sens nie wtedy, kiedy człowiek przestaje cierpieć, lecz gdy uzyskuje szansę prawdziwego uzdrowienia. Dr Dahlke, który w omawianej dziedzinie ma 30-letnie doświadczenie, w jednym ze swoich artykułów tak pisze: Na innych płaszczyznach postępy są jeszcze bardziej przekoujące i przyszłościowe. Niedawno przodująca firma radioniczna MTEC dołączyła moduł psychosomatyczny do swojego aparatu Quantec, który moim zdaniem całkowicie opiera się na psychosomatyce. Ta dziedzina medycyny informacyjnej, posługująca się metodami transferu energii, nie jest zbadana jeszcze w sposób naukowy. Chodzi o pole morfogenetyczne Ruperta Sheldrake’a i w przyszłości na pewno o tym usłyszymy. Oczywiście cieszy mnie, a zarazem potwierdza moje obserwacje fakt, że rozległy związek ciała i psychiki stanie się podstawą medycyny przyszłości.
Wygrać czas, aby dać pacjentom możliwość rozwiązań stanowiących przyczynę nowotworu – to główne zadanie lekarzy i psychologów. Co zaskakujące, akurat patologia daje wskazówkę, że w tym zadaniu mogą pomóc terapeuci stosujący terapie naturalne. To właśnie patologowie donoszą, że poszukując przyczyny śmierci, znajdowali stare, martwe guzy, o których sami chorzy, ani ich rodzina w ogóle nie wiedzieli i które wcale nie były powodem zgonu.     Jeanie Achterberg z University of Teras, która ma na swoim koncie wiele przypadków skutecznej terapii opartej na wizualizacji Carla Simontona dowodzi, że pacjenci są w stanie mentalnie zmienić poszczególne czynniki obrazu krwi w pożądanym kierunku. Fakt istnienia wpływu procesów mentalnych potwierdzono także w Katedrze Psychoneuroimmunologii tej uczelni. Nowotwór stanowi końcowe ogniwo łańcucha, o jakim mowa i musi być traktowany jako symptom w przypadku pacjentów, którzy mają czas na to, aby rozwiązać swój problem i znaleźć psychologiczne przyczyny choroby. Tylko wtedy możliwe jest wyleczenie we właściwym sensie. Natomiast leczenie raka bez znalezienia jego przyczyn to błąd. Najwyższy już czas zacząć kroczyć nowa drogą!                                
Coraz częściej także zarówno w literaturze fachowej jak i  w mas media spotka można optymistyczne stwierdzenia, że Rak to nie wyrokJako ilustracje nowego podejścia do leczenia schorzeń nowotworowych podawane są przykłady różnych pacjentów.Oto jeden z nich: 63-letni Cooper należy do niewielkiej, lecz ciągle rosnącej liczby pacjentów, dla których nowotwór nie jest już chorobą śmiertelną, ale przewlekłą. Pacjent korzystnie zmienił swoją filozofię życia, sposób żywienia i wybitnie zwiększył aktywność fizyczną. Wszystko to traktuje jako cenne uzupełnienie konwencjonalnego leczenia onkologicznego.                                     Dzięki lepszemu zrozumieniu czynników, które odróżniają komórki nowotworowe od normalnych, oraz opartych na tych różnicach bardziej specyficznych metodach leczenia, nowotwory, które zaledwie dziesięć lat temu doprowadziłyby do szybkiej śmierci, teraz można kontrolować latami, zaś pacjenci prowadzą niemal normalne życie. Chociaż te nowotwory mogą być nieuleczalne, często można je kontrolować przez długi czas, stosując kolejne metody leczenia. Gdy jedna z nich przestaje działać, inna przynajmniej chwilowo może zatrzymać postęp choroby. Nawet pacjenci, których nowotwory dały już przerzuty, odnoszą korzyści z tego sekwencyjnego podejścia.                                               
Obserwujemy ludzi leczonych okresowo i żyjących rok za rokiem z zaawansowaną chorobą, z nowotworami, które dały przerzuty do płuc, wątroby, mózgu czy kości - powiedział w wywiadzie dr Michael Fisch, kierujący programem onkologicznym w M.D. Anderson Cancer Center w Houston. W roku 1997 nie przypuszczaliśmy nawet, że to będzie możliwe. W marcu roku 2007 do grupy pacjentów z przewlekłym rakiem dołączyła Elizabeth Edwards, żona byłego kandydata na prezydenta, Johna Edwardsa. Ujawniła, że rak piersi, leczony od roku 2004 rozprzestrzenił się do kości, a być może także do płuca. Edwards określiła swoją chorobę jako „nieuleczalną, ale dającą się leczyć” i porównała ją do cukrzycy.
Naszym ostatecznym celem nie jest uczynienie raka chorobą przewlekłą, ale utrzymanie chorego przy życiu przez czas dostatecznie długi, by znaleźć właściwe leczenie dla właściwego pacjenta i wyleczyć chorobę - powiedział w wywiadzie dr Francisco J. Esteva, specjalista od raka piersi z Anderson Center. Niestety, nie zawsze udaje się jeszcze to osiągnąć, jednak staramy się przedłużyć życie pacjenta, przy zachowaniu dobrej jakości życia tak bardzo, jak to tylko możliwe. Fisch nazywa nową terapię zaawansowanych nowotworów “modelem autostopowicza”.                                              
Można zyskać na czasie, przenosząc się z punktu A (leczenie pierwszego rzutu) do punktu B – terapii drugiego rzutu, później do punktu C i tak dalej. Takie podejście można stosować w nieskończoność, tak długo, jak długo będą się pojawiały nowe metody leczenia, a stan zdrowia pacjentów pomoże im wytrzymać rygory związane z terapią. Jak jednak zauważa Fisch, dodawanie cennych lat do życia pacjentów z zaawansowanym nowotworem zależy w dużej części od tego, czy lekarz nie ulegnie często występującemu przekonaniu, że gdy już wystąpiły przerzuty, leczenie nie rokuje nadziei.
Max Watson ma szpiczaka mnogiego, zwykle śmiertelny nowotwór układu krwionośnego. Jednak dzięki strategii autostopowicza udało mu się kontrolować chorobę przez sześć lat. Leczono go przeszczepem komórek macierzystych, naświetlaniem i lekami. Gdy jedna terapia zawodziła, pojawiała się kolejna. Początkowo Watson nie przypuszczał, że będzie mógł przeżyć tak długo. Jak wskazuje przykład Elizabeth Edwards, niektóre lite guzy w zaawansowanym stadium także zachowują się raczej jak choroby przewlekłe. To dzięki badaniom, które odkryły molekularne cechy specyficznych nowotworów, oraz opracowaniu leków, które wykorzystują słabe punkty raka. Esteva opisał pacjentkę z rakiem piersi, której leczenie zaczęło się w roku 1995 od mastektomii (usunięcia piersi) i podawania antyestrogenowego tamoksyfenu. Pięć lat później nowotwór zaatakował jej płuca, co wymagało leczenia nowszym lekiem onkologicznym – inhibitorem aromatazy. Gdy ten ostatni przestał działać, okazało się, że nowotwór wytwarza specyficzne białko HER-2. Rozpoczęto więc leczenie herceptyną, lekiem zaprojektowanym specjalnie do atakowania HER-2 – dodatnich raków piersi. Leczenie herceptyną pozwoliło ustabilizować jej przerzuty przez lata. – Wcześniej czegoś takiego nie widzieliśmy – mówi Esteva. Teraz pacjentka dostaje kombinację herceptyny z innym lekiem i prowadzi niemal normalne życie.                                                           Postęp dokonał się także w przypadku pacjentów z dającym przerzuty rakiem nerki. Jak mówi dr Nizar Tannir, specjalista od nowotworów układu moczowo-płciowego z centrum w Houston, przed rokiem 2005 niewiele można było zaoferować pacjentom z zaawansowanym rakiem nerkowokomórkowym. Jednak w ciągu dwóch lat stały się dostępne trzy nowe leki, co przyniosło zwiększenie całkowitego czasu przeżycia o 50 procent. Tannir zaleca pacjentom z niepomyślnymi rokowaniami zasięgnięcie drugiej opinii u eksperta w dużym ośrodku onkologicznym.                                                                      
Nawiążmy do innego, bardzo skutecznego sposobu leczenia nowotworów, od pewnego czasu w praktyce stosowanego w naszej firmie Ekomed w Opolu. W naszych działaniach pt. Jak unikać schorzeń nowotworowych i wspomagać ich leczenie jedną z ważniejszych pozycji jest książka doktora Davida Sercan-Schreibera pt. Antyrak. A oto co na ten temat pisze Sandrine Blanchard we francuskim Le Monde w dziale Nauka i technika w artykule pt. Sposób na raka: Publikacja francuskiego psychiatry Davida Servana-Schreibera bije rekordy popularności. A onkolodzy, choć zgłaszają do niej pewne zastrzeżenia, cieszą się, że ich pacjenci docenili rolę właściwej diety. Dowiedziałem się z tej książki bardzo wielu rzeczy. I muszę wam wyjawić pewien sekret: zmieniłem mój sposób odżywiania i schudłem już cztery kilo. To nie są słowa przeciętnego czytelnika Davida Servana-Schreibera. Wypowiedział je profesor Jean-Marie Andrieu, ordynator oddziału onkologicznego w Europejskim Szpitalu im. George’a Pompidou. Anonimowe osoby dotknięte chorobą, które mówią, że odzyskały nadzieję dzięki tej publikacji, a także artyści i osobistości ze świata medycznego stawili się tłumnie, by wysłuchać trwającego godzinę wykładu charyzmatycznego lekarza psychiatry Servana-Schreibera. Chociaż nie jest on jednym z nich, autorowi słynnego Guérir (fr. Leczyć), nazywanemu w skrócie D2S, udało się przekonać wielu onkologów do roli właściwego odżywiania – zasadniczego elementu jego metody. Do lipca tego roku wcale go nie znałem – mówi profesor Andrieu. – Namówił mnie do przeczytania fragmentów swojej książki i dyskutowaliśmy o niej za pomocą e-maili przez całe lato. Uważam, że on sam wykonał, całkiem poprawnie, doskonałą pracę dla Światowego Funduszu Badań nad Rakiem. Nieoczekiwany zbieg okoliczności: wspomniany Fundusz opublikował na początku października poważny raport na temat związku między odżywianiem się a rakiem; podane tam wyniki wielu badań pokrywają się z przedstawionymi przez Davida Servana-Schreibera.
Nie ulega wątpliwości, że nasz sposób odżywiania się sprzyja chorobom nowotworowym, ale trudno się z tym pogodzić, bo konsekwencją powinna być zmiana nawyków żywieniowych – podsumowuje profesor Andrieu. Gwałtownie rosnące spożycie rafinowanego cukru, zakłócenie równowagi pomiędzy kwasami tłuszczowymi omega-6 i omega-3, siedzący tryb życia, to prawdopodobnie trzy piekielnie groźne przyczyny, które od pięćdziesięciu lat ponoszą znaczną część odpowiedzialności za rosnącą liczbę przypadków choroby nowotworowej w bogatych krajach. Nasz tryb życia jest formą pożywki dla raka – twierdzi David Servan-Schreiber. Zbyt dużo czerwonego mięsa i cukru, za mało jarzyn i owoców – musimy całkowicie zmienić codzienną dietę, jeśli chcemy wzmocnić nasze naturalne mechanizmy obrony przed rakiem. Obserwujemy prawdziwą rewolucję związaną z sukcesem tej książki. Wreszcie Francuzi zainteresowali się możliwościami zapobiegania nowotworom – twierdzi Dominique Maraninchi, dyrektor Narodowego Instytutu Raka (INCA). – Trzeba zatem iść tą drogą z determinacją, niech lekarze się do tego przyłączą. Ale należy rozwijać prewencję globalną, ponieważ lepsze odżywianie niczemu nie służy, jeśli nadal się pali lub pije – podkreśla dyrektor INCA. Nadszedł odpowiedni moment na przeprowadzenie szerokiej kampanii społecznej informującej o związku raka z odżywianiem – uważa David Khayat, profesor onkologii i były dyrektor INCA.
Na swojej stronie internetowej David Servan-Schreiber podaje przepis naantyrakowe śniadanie: ekologiczne jabłko, naturalny jogurt z mleka sojowego, bez cukru i utwardzonych olejów, odrobina syropu z agawy, zmielone ziarna lnu oraz imbir. Dlaczego właśnie imbir? Ponieważ, jak zapewnia autor, molekuła zawarta w tym korzeniu przyczynia się bezpośrednio do śmierci komórek rakowych.

 

Znaczenie akupunktury w dychawicy oskrzelowej

Kategoria: Akupunktura Opublikowano: środa, 28 listopad 2012 Dr Eustachiusz Gadula

         Znaczenie akupunktury w dychawicy oskrzelowej
Mimo systematycznie rosnącej w świecie popularności akupunktury w wielu schorzeniach, szczególnie związanych z długotrwałym i uporczywym bólem, opornym na leczenie farmakologiczne, schorzenia dróg oddechowych są znacznie rzadziej leczone profesjonalnie za pomocą tej metody. Polska medycyna konwencjonalna wyróżnia się zarówno w Europie jak i na świecie szczególnym niedocenianiem wartości akupunktury, a wiele środowisk akademickich ma, delikatnie mówiąc lekceważący stosunek do tej jednej z najstarszych w dziejach ludzkości metod leczenia. Ironizując na jej temat wielu nauczycieli akademickich, jak i zwykłych lekarzy konwencjonalnych jako koronny argument przeciwko wartości terapeutycznej akupunktury podnosi fakt, że na jej temat nie ma przekonującej, obiektywizowanej dokumentacji. Nie biorą przy tym pod uwagę, że w Polsce energicznie, konsekwentnie i systematycznie są torpedowane wszelkie próby obiektywizacji wyników akupunktury. Schorzenia dróg oddechowych, począwszy od górnych i średnich, którymi zajmuje się laryngologia, poprzez schorzenia oskrzeli i płuc leczone są głównie farmakologicznie, mimo bardzo często niezbyt dobrych wyników i nadużywania w tej terapii antybiotyków i kortykosterydów. Dotyczy to schorzeń zapalno-alergicznych w obrębie całych dróg oddechowych. Osobny problem stanowią schorzenia nowotworowe dróg oddechowych, który wymaga obszernego, oddzielnego omówienia. Podważając wartość terapeutyczną akupunktury, szczególnie w wypowiedziach lekarzy konwencjonalnych w mas media, w polskim piśmiennictwie medycznym, czy na stronach internetowych znaleźć można także kłamliwe informacje na temat niebezpieczeństw, rzekomo związanych ze stosowaniem zabiegów akupunktury, do zgonów włącznie. Jednym z wyróżniających się w negatywnym stosunku do akupunktury w Polsce jest Zarząd Główny Polskiego Towarzystwa Alergologicznego mimo, że wiele schorzeń alergicznych szczególnie dobrze reaguje na akupunkturę. Jednym z nich, z reguły długotrwale i bez większego efektów leczonym farmakologicznie pacjentów w każdym wieku jest dychawica oskrzelowa. A mimo to w polskiej prasie medycznej ochoczo są publikowane teksty podważające wartość kliniczną tej metody leczenia. Niech poniższy tekst posłuży jako wymowna ilustracja tego problemu: Tajemnicza jeszcze 25 lat temu i niezmiernie wówczas trudna do leczenia astma oskrzelowa była ongiś wdzięcznym polem do wszelkich prób, nawet dla akupunktury. Obecnie jednak - wobec zrozumienia natury dychawicy (zapalenie oskrzeli wywołane np. alergenem kota lub nietolerancją np. aspiryny) - znikają i te wątłe podstawy terapii igłami "duszności astmatycznej". No chyba ,że wbije się igłę w ... uczulającego kota albo użyje igiełek przeciwbólowo, zamiast...aspiryny. Wobec braku jakiekolwiek prawidłowej oceny, czy statystyki wpływu A (jak akupunktura) na AO (jak astma oskrzelowa) pozostaje więc nam niestety terapia w POZ (Pozwól O siebie Zadbać) lub u specjalisty A (jak alergolog). Dodam jeszcze, że Chińczycy, których na to stać, leczą się najchętniej po europejsku (Czyli jak należy się domyślać wg zasad medycyny konwencjonalnej ? EG). Szkoda tylko, że do świadomości autora tego tekstu nie zdążył jeszcze dotrzeć ogólnie znany fakt, że w ostatnich latach Chiny, podobnie jak Polska znalazły się w strefie wpływów dzikiego kapitalizmu, którego integralną częścią jest coraz kosztowniejsza ortodoksyjna medycyna konwencjonalna. Jeśli autor tych prymitywnych tekstów jest przekonany, że wobec zrozumienia natury dychawicy akupunktura straciła swoją wartość, to jego wypowiedź brzmi tak, jak określenie przez jednego z popularniejszych posłów, że ostatnia, zorganizowana przez PiS debata na temat opieki zdrowotnej była merytoryczna. Trudno dziwić się temu, co dzieje się w naszym kraju, obserwując poziom merytoryczny większości polityków, wielu lekarzy konwencjonalnych, niektórych towarzystw lekarskich i redakcji większości medycznych mediów. I dalej cytuję: Przedstawione tu bardzo, bardzo króciutko negatywne stanowisko o roli akupunktury w alergii i astmie przyjął (na podstawie ekspertyz i analiz) i upowszechnił w czasopismach medycznych Zarząd Główny Polskiego Towarzystwa Alergologów. Nic dodać nic ująć. Szkoda tylko, że wspomagana w ten sposób terapia przyczynia się w istotny sposób do coraz powszechniejszego występowania alergii, latami leczonej bez istotnej poprawy. A może w tym podejściu chodzi głównie o to, żeby leczyć a nie wyleczyć? I kolejny cytat: Do chwili obecnej nie opublikowano ani jednej pracy opartej na rzetelnych kryteriach naukowych, w której by wykazano większą skuteczność akupunktury, niż placebo w leczeniu chorób alergicznych. Istnieją natomiast doniesienia o braku korzystnego działania akupunktury u chorych na astmę. Akupunktura nie zapobiega powysiłkowemu skurczowi oskrzeli u chorych na astmę. Nie jest też to metoda w pełni bezpieczna, ponieważ niesie ryzyko powikłań ogólnych i miejscowych. Opisano np. zgon chorego na astmę w trakcie leczenia akupunkturą. Z tego powodu akupunkturę również należy uznać za metodę kontrowersyjną, o nieudowodnionej wartości w leczeniu astmy oskrzelowej. Nie mam wątpliwości, że uważny Czytelnik dzięki cytowanym tu fragmentom tekstów łatwiej zrozumie dlaczego w Polsce w rzekomo poważnych debatach na temat merytorycznych zmian w opiece zdrowotnej ignoruje się wysoko na świecie cenione nie tylko przez pacjentów metody naturalne, choćby takie jak: akupunktura, terapia manualna czy homeopatia. Mimo, że formalnie jest rzekomo inaczej, podobnym poważaniem w naszym kraju cieszy się prawdziwa, a nie symulowana, kompleksowa rehabilitacja. Dla polskich polityków i decydentów medycznych te metody poza ciągle ich zdaniem nieznanym mechanizmem działania są zbyt tanie, aby je poważnie traktować w nowoczesnej medycynie. A to, że w wielu przodujących krajach świata dzięki integracji w medycynie wyraźnie poprawiły się wyniki leczenia, zadowolenie szerokich rzesz pacjentów i możliwe było istotne obniżenie kosztów leczenia, naszych decydentów nie tylko nie interesuje ale chyba nawet obraża.
A teraz na poważnie, aby się nie powtarzać, uprzejmie informuję, że obszerniejsze informacje na temat akupunktury w schorzeniach dróg oddechowych z dychawicą oskrzelową włącznie znajdzie Czytelnik w nieco wcześniejszym tekście pt. Akupunktura w schorzeniach dróg oddechowych. Opisywane tam wyniki leczenia akupunkturą oparte są na ponad 40-letnim, wielospecjalistycznym doświadczeniu klinicznym doktora Eustachiusza Gaduli i są zgodne z wieloma poważnymi, zagranicznymi publikacjami.

? Copyright by Eustachiusz Gadula

licznik

Odsłon artykułów:
461183